sobota, 14 maja 2016

Rozdział 9

Bardzo chciałam dodać ten rozdział wczoraj, bo był piątek 13 i wymyśliłam, że napiszę dłuższy, ale jak widać nie bardzo mi się udało. Nie dość, że rozdział krótki to jeszcze dodaję go tak późno, ehh.. No nic. Ważne że już jest, prawda? :3 Dlatego zapraszam do czytania!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Otworzyła oczy i jedyne co zobaczyła to rozmazaną, wszechogarniającą biel. Jej ciało zadrżało, a oddech przyśpieszył. Chciała wstać, ale ktoś do niej podszedł, nie pozwalając jej na to.

- Uspokój się. - usłyszała miły, lecz zmartwiony głos pani Pomfrey. - Jesteś w Hogwarcie, w skrzydle szpitalnym.
- Wszystko.. - zaczęła cicho. - Jest takie rozmazane.
- Oh, to normalne. Pozwól oczom przyzwyczaić się do otoczenia. - posłuchała jej i po kilku minutach wzrok był już w normie.
- Co się stało..? - spojrzała w jej stronę, kiedy już widziała gdzie jest.
- Członkowie Zakonu Cię uratowali. - przerwała. - Ciebie oraz wszystkich, których Lord Voldemort przetrzymywał. Nie martw się. - uśmiechnęła się do niej życzliwie. - W ciągu dwóch dni powinnaś przypomnieć sobie ostatnie dwa dni przed straceniem przytomności.
- Ile.. - zawahała się, próbując zapanować na głosem - .. tu jestem?
- Dokładnie trzy dni. - wyciągnęła różdżkę i wyczarowała patronusa, którego następnie wysłała do dyrektora. - Zaraz podam Ci leki, po których powinnaś poczuć się lepiej. Tylko nigdzie mi się stąd nie ruszaj! - zagroziła palcem i ruszyła po tabletki. Luna spojrzała w sufit. Cieszyła się, że jest w Hogwarcie. Tyle czasu na to czekała. Po chwili wszedł Dumbledore, zamienił parę zdań z panią Pomfrey i podszedł do niej. Luna podniosła się z trudem do siadu i spojrzała na niego.
- Jak się czujesz? - zapytał, posyłając jej życzliwy uśmiech.
- Jak mogę się czuć.. panie profesorze? - spojrzała na niego. Słysząc swój głos nie mogła uwierzyć w to jak obco i żałośnie brzmi. - Dlaczego..? Dlaczego tyle to trwało..? - łzy cisnęły się jej do oczu, ale zdusiła to ostatnimi resztkami sił.
- Chcieliśmy uratować nie tylko Ciebie, ale i wszystkich, którzy byli więzieni. To bardzo duża sprawa. - wyjaśnił. - Potrzebowaliśmy czasu, żeby dobrze to zaplanować tak, aby nikt już nie stracił życia. I udało się! - Luna czuła się zawiedziona. Oczekiwała, że wyjaśni jej bardzo skomplikowany plan lub coś.. cokolwiek co mogłoby zabrać tyle czasu, ale Dumbledore tego nie zrobił. Patrzyła na swoje poranione ręce i nie wiedziała co ma mu powiedzieć. - Muszę już wracać do swoich obowiązków. - spojrzał na nią przepraszająco. - Za chwilę powinni pojawić się Twoi przyjaciele, więc zostawiam Cię w dobrych rękach. Życzę Ci szybkiego powrotu do zdrowia. - kiwnął głową i wyszedł.
- Dziękuję.. - szepnęła do siebie i patrzyła jak znika za drzwiami. Minęło niecałe pół godziny, a do sali weszli Ron, Hermiona i Harry. Podeszli do niej niepewnie i usiedli na krzesełkach.
- Jak się czujesz? - pierwszy odezwał się Ron.
- Cudownie. - mruknęła.
- Luna.. - tym razem odezwała się brązowowłosa.
- Hermiona, proszę.. - jej głos nadal był słaby, ale już nie tak cichy jak zaraz po przebudzeniu. - Nie wymagaj ode mnie, żebym zachowywała się tak jak wcześniej.. - spojrzała na nią błagalnie.
- Chcieliśmy przyjść po Ciebie wcześniej, ale.. - zaczął Harry, ale nie dane było mu dokończyć.
- Ale plan Dumbledore'a był inny.. - spojrzała na niego. - Wiem to. - uśmiechnęła się smutno. Hermiona wyciągnęła rękę chcąc położyć ją na jej dłoni, ale ona zabrała ją bardzo szybko, jakby panicznie się tego bała. - Nie.. - jej oddech przyśpieszył. - Proszę nie dotykaj.
- Luna, tak mi przykro. - nie wytrzymała, a po jej policzku spłynęła łza. Nie mogła patrzeć na to w jakim stanie była jej przyjaciółka. Zachowywała się jak zupełnie obca osoba. Jak mogli do tego dopuścić? Wstała i wyszła, a za nią ruszył Ron. Teraz został już tylko Harry.
- Posłuchaj. - zacisnął dłonie. - Zrobię wszystko, żeby Voldemort zapłacił za to co Ci zrobił. - spojrzał na nią z widoczną obietnicą w oczach. Luna kiwnęła głową i wzięła wdech, uspokajając się.
- Wiem to, Harry i dziękuję, ale teraz chciałabym zostać sama. - oparła się o poduszkę, przymykając oczy.
- Pamiętaj tylko, że możesz na nas liczyć. - wstał i ruszył do drzwi, posyłając jej ostatnie spojrzenie przed wyjściem. Minęła krótka chwila i podeszła do niej pani Pomfrey, podając jej leki uspokajające oraz nasenne, po których bardzo szybko wpadła w objęcia morfeusza.

Obudziła się dopiero następnego dnia rano. Była na sali sama, dlatego nie musiała się przejmować, że kogoś obudzi. Z trudem podniosła się z łóżka i ledwo utrzymała się na nogach. Powoli ruszyła w stronę łazienki, podtrzymując się wszystkiego co stało na jej drodze. Po załatwieniu swojej potrzeby, wróciła do łóżka i przykryła się ciepłą kołdrą, zamykając oczy. Chciała, żeby to w końcu się skończyło. Jej ból, cierpienie ludzi i ta cała cholerna wojna. W duchu modliła się, żeby Harry znalazł i zniszczył wszystkie horkruksy jak najszybciej. Z zamyślenia wyrwał ją odgłos otwierających się drzwi, w których stanął Snape. Nie spodziewała się go i miała mieszane uczucia. Z jednej strony pragnęła, żeby tu był, ale z drugiej czuła żal i miała mu za złe, że nic nie zrobił. Wiedziała, że jest szpiegiem, ale przecież mógł ponaglić Dumbledore'a, wymyślić jakiś plan albo cokolwiek innego. Próbowała, ale nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, dlatego odwróciła  głowę w druga stronę.
- Myślałem, że śpisz. Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem? - podszedł do jej łóżka i usiadł na krześle, stojącym obok. Luna zacisnęła dłonie w pięści, jednak nic nie powiedziała. - Czujesz się już lepiej?
- Żartujesz sobie..? - szepnęła, a po jej policzku spłynęły łzy. - Masz mi tylko tyle do powiedzenia? - spojrzała na niego z bólem i wyrzutem. - Czuję się cudownie! Wyobraź sobie, że Voldemort zapewnia odpoczynek o jakim tylko mogłam pomarzyć! Ten przestronny pokój, wygodne łóżko, relaksujące spacery i rozrywka! - podniosła ton. - Severus, do cholery! - próbowała, ale nie potrafiła powstrzymać łez. - Spójrz na mnie.. no spójrz. - patrzyła na niego, aż nie przeniósł na nią wzroku. - Czy wyglądam, jakbym czuła się lepiej?!
- Luna, nie mogłem nic zrobić. - jego głos skrywał w sobie wyrzuty sumienia i ból.
- Przestań pieprzyć. - zacisnęła dłonie na kołdrze, a jej ciało zaczęło drżeć. - Nie wierzę Ci.. oprócz jednego. Co do tego miałeś rację. - spojrzała mu w oczy. - Chciałam umrzeć. Pragnęłam tego jak niczego innego. Zwłaszcza wtedy, kiedy widziałam Cię tam. Siedziałeś jak gdyby nigdy nic i nawet nie zaszczyciłeś mnie spojrzeniem, kiedy ja krzyczałam, żeby mnie zabili..
- Nigdy nie będę w stanie o tym zapomnieć. Noc w noc śnią mi się Twoje krzyki. - przerwał. - Naprawdę myślisz, że jest mi tak łatwo?! Zrozum, że naprawdę nie mogłem nic zrobić. Zależy mi na Tobie i nigdy nie wybaczę sobie tego, że tak cierpiałaś. - patrzył jak łzy spływają po jej policzku, jedna za drugą. Usiadł na łóżku obok niej i dotknął dłonią jej twarzy.
- Nie dotykaj mnie.. - drgnęła, odsuwając się.
- Luna..
- Wyjdź. Proszę, wyjdź stąd. - objęła rękoma swoje ramiona, wbijając sobie paznokcie w skórę. Chciała, żeby ból pomógł jej się uspokoić. Snape nic nie mówiąc wstał i wyszedł, trzaskając głośno drzwiami. Zajęło to trochę czasu, ale w końcu udało jej się opanować. Kiedy przyszła pani Pomfrey z lekami Luna poprosiła, żeby nikogo nie wpuszczała. Nie chciała nikogo widzieć.
Wieczorem dowiedziała się od pielęgniarki, że może już wrócić do dormitorium. Musi tylko przez następnych parę dni brać leki, które jej da. Przebrała się w swoje ubrania, wzięła wieczorną dawkę i wyszła z sali. Poruszała się jeszcze powoli, ale odczuwała zdecydowanie mniejszy ból. Starała się iść ostrożnie wzdłuż ściany, bo na korytarzu był tłum. W końcu jednak dotarła do miejsca, w którym już musiała iść środkiem. Bała się, że jeżeli ktoś ją popchnie albo niechcący walnie to ból, który był znikomy stanie się ogromny. Mimo wszystko nie miała wyjścia. Odbiła się od ściany i szła pomiędzy innymi uczniami. Starała się iść tam gdzie było ich najmniej, ale nie wychodziło jej to za bardzo. W końcu obok niej przebiegło dwóch pierwszaków. Jeden z nich zahaczył o nią ramieniem i runęła na ziemię, a fala bólu zalała ją całkowicie. Przed upadkiem zdążyła wydać z siebie tylko cichy krzyk. Skuliła się na podłodze, nie mając siły wstać. Nagle usłyszała czyjś głos.
- Jeden z drugim wracać mi tu! - krzyknął za nimi, a Ci jak porażeni zatrzymali się w miejscu. Powoli odwrócili się i ruszyli w stronę profesora Snape'a. - Hufflepuff traci 50 punktów od łebka, i żebym nie miał cudownej przyjemności widzieć was do końca roku szkolnego. - warknął na nich wściekle i odwrócił się, żeby podać jej rękę.
- Dziękuję, profesorze.. - wydukała cicho i złapała jego dłoń, podnosząc się z trudem.
- Rusz się, Moore. - powiedział chłodno i skierował się w stronę wspólnego pokoju Gryffindoru. Przez całą drogę nie odwrócił się do niej i nic nie powiedział, a uczniowie na jego widok schodzili na bok. Nikt nie chciał wejść nietoperzowi w drogę, bo mogłoby skończyć się to gorzej niż w ich koszmarach. W końcu zatrzymał się przed obrazem grubej damy. - Przyjdź do mnie potem. - powiedział i nie czekając na jej odpowiedź, ruszył w stronę lochów. Luna weszła do salonu i zastała tam pustkę. Nikogo nie było i nawet się z tego cieszyła, nie musiała z nikim rozmawiać. Jednak jej szczęście nie trwało długo, bo chwilę potem wszedł Harry.
- Luna. - uśmiechnął się na jej widok. - Już jesteś. - usiadł na kanapie, a ona kiwnęła głową i zajęła miejsce obok. - Słyszałem, że Snape odjął punkty jakimś pierwszoroczniakom. - powiedział oburzony. - Zawsze szuka okazji, żeby uprzykrzyć komuś dzień.
- Właściwie to.. - zawahała się. - Stanął w mojej obronie.
- Co? - patrzył na nią jak na wariatkę, a ona nie potrafiła się nie zaśmiać.
- Biegli przez korytarz i popchnęli mnie, przez co wylądowałam na ziemi. - wykrzywiła twarz w grymas, kiedy przypomniała sobie to uczucie. - Bardzo bolało i nie potrafiłam sama wstać.
- Mogłaś poczekać na nas w sali. Przyszlibyśmy i nic takiego nie miałoby miejsca. - rzucił jej niezadowolone spojrzenie.
- Snape odjął im punkty i pomógł mi wstać, a nawet mnie tu odprowadził. - kontynuowała nie zwracają uwagi na to co powiedział.
- Pewnie Dumbledore kazał mu Cię pilnować czy coś. - prychnął. Luna westchnęła. Była pewna, że Harry nigdy go nie polubi.
- Może masz rację. - oparła głowę o kanapę i w tym samym momencie weszła Hermiona z Ronem. Trzymali się za ręce. Patrzyła na nich przez chwilę i uśmiechnęła się, kiedy zauważyła ich zmieszanie.
- Luna.. to nie tak jak myślisz. Chcieliśmy Ci powiedzieć. - Ron próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
- Domyślam się. - powiedziała spokojnie. - No hej, przecież nic się nie stało. - uśmiechnęła się do nich. - Po prostu mnie nie było, ale teraz już jestem. - przyglądała się im, aż nie usiedli. Przez następne dwie godziny rozmawiali o ich związku, o tym jak się to stało, że są razem i o tym czy są szczęśliwi. W końcu jednak zrobiło się późno i dziewczyny poszły do dormitorium. Pierwsza do łazienki poszła Luna, a kiedy już wyszła to Hermiona poleciała. Białowłosa zrezygnowana usiadła na łóżku. Zmienianie bandaży na rękach i w pasie jest męczące. Myśląc o tym przypomniała sobie co Severus do niej mówił. Chciał, żeby przyszła, ale nie była pewna czy czuje się na siłach. Oczywiście nie fizycznie, lecz psychicznie. Do tej pory, kiedy przypomni sobie jego wzrok, kiedy tam siedział to napływają jej łzy do oczu.
- Luna..? Wszystko w porządku? - Hermiona stała na środku i patrzyła na nią. Luna była tak bardzo pochłonięta swoimi myślami, że nawet nie zauważyła kiedy wyszła z łazienki.
- Tak. Po prostu Severus chciał, żebym do niego przyszła, a ja... zwyczajnie nie wiem czy mam na to siłę.. - spojrzała na nią i podciągnęła kolana do siebie.
- Idź do niego. - powiedziała stanowczo, siadając na swoim łóżku. - Naprawdę było mu ciężko. Wiem co myślisz i nie próbuję go usprawiedliwiać.. - westchnęła. - .. bardziej próbuję Ci uświadomić, że nie robił tego z własnego "widzimisię". - mimowolnie uśmiechnęła się. - Pamiętam jak wściekły poleciał do Dumbledore'a, kiedy dowiedział się od McGonagall, że nie wróciłaś. Byłam pewna, że jeden z nich nie wróci cały i szczerzę o wiele bardziej bałam się o dyrektora. - zaśmiała się. Luna chłonęła każde jej słowo, bo sprawiała, że stawała się silniejsza i coraz bardziej wierzyła, że między nią i Severusem może znowu być tak jak kiedyś.
- Może masz rację - spróbuję. - wstała na równe nogi. - Dziękuję. - westchnęła i wyszła z dormitorium. Przemknęła się cicho przez salon i wyszła na korytarz. Na szczęście nikt jej nie zauważył, kiedy schodziła do lochów i szła w stronę jego gabinetu. Była pewna, że nadal tam jest. Zazwyczaj bardzo późno kładł się spać o ile w ogóle. Stanęła przed drzwiami, uniosła dłoń i zapukała. Po chwili pojawił się w nich Snape, a z jego oczu wyczytała ulgę.
- Szczerze myślałem, że nie przyjdziesz. - zmierzył ją wzrokiem i dopiero wtedy zorientowała się, że stoi przed nim w samej piżamie. - Zapraszam. - mruknął i gestem dłoni zaprosił ją do środka. Usiadła w fotelu i spojrzała na niego.
- Bo miałam nie przyjść, ale Hermiona sprawiła, że zmieniłam swoje zdanie.. - uśmiechnęła się pod nosem.
- W takim razie chyba pierwszy raz przyznam Granger 20 punktów. - podszedł do niej i usiadł na przeciwko, a ona zaśmiała się.
- Co do tego.. chciałeś, żebym przyszła. - odwróciła od niego wzrok. - Dlaczego?
- Chciałem po prostu Cię zobaczyć bez tłumu ludzi wokół.
- No to widzisz. - uśmiechnęła się delikatnie, a on uniósł dłoń i dotknął jej policzka. Luna drgnęła, ale nie odsunęła się.
- Chciałbym Ci powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.. - zaczął, ale przerwała mu.
- Ale nie będzie. - przygryzła wargę. - Chcę tylko, żeby to wszystko już się skończyło.. Nie radzę sobie, Sev. Wiedziałam, że Voldemort nie częstuję herbatą. Zadbałeś o to, żebym to zapamiętała, ale.. Nie sądziłam, że będzie tam tak źle. - napłynęły jej łzy do oczu, kiedy przypomniała sobie ostatnie miesiące. - Pomóż mi zapomnieć, proszę. - zamknęła oczy, a on wstał. Złapał ją za rękę i chcąc nie chcąc musiała wstać. Pociągnął ją za sobą, kierując się w stronę drzwi, po czym wyszli. Przez całą drogę nie puszczał jej ręki i nie przejmował się tym, że przecież ktoś może ich zauważyć. Weszli do jego komnaty i ruszyli do sypialni. Luna usiadła na łóżku i oplotła się kołdrą, a Snape wyjął ognistą.
- Tak dawno tu nie byłam. Prawie zapomniałam jak wygląda Twoja komnata.
- Nie pozwolę Ci zapomnieć, obiecuję. - upił łyk, po czym położył się obok niej i podał jej butelkę. - Nie będziemy się chyba bawić w szklanki, prawda?
- Za dużo przeszliśmy, żeby się tym martwić. - uśmiechnęła się i również wzięła łyk napoju, który rozgrzał ją od środka.
- No proszę. Moja mała gryfonka pokazuję swoje ciemne oblicze.
- Gorzej. - uśmiechnęła się. - Dlatego ta butelka jest już moja.
- Szczerze w to wątpię. - wyrwał ją z jej rąk i uśmiechnął się wrednie. - Nie powinnaś tego pić. Jako Twój profesor dopilnuję, aby żadna kropla się nie zmarnowała. - objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Tamtego wieczoru dużo rozmawiali. Luna nareszcie poczuła się trochę bezpieczniej i na chwilę przestała myśleć o tym co dzieje się wokół nich, dopóki nie przyszła pora na sen..

Stała w samym środku szarego, małego pokoju. Rozglądała się jakby czegoś szukała, ale do końca nie wiedziała czego. Jej wzrok powędrował na drzwi, za którymi słyszała czyjeś kroki. Ktoś tu szedł. Po chwili stanął w nich śmierciożerca.
- Nie.. - odsunęła się od niego, szukając dłonią różdżki na stoliku nocnym. Ruszył bardzo szybko w jej kierunku i złapał mocno za ręce. - Nie. Nie! - zaczęła się wyrywać, kiedy siłą wyprowadził ją na korytarz. - Zostaw mnie! - ugryzła go w ręki, wbijając zęby w jego skórę. Wrzasnął głośno z bólu i puścił ją, by po chwili uderzyć z całej siły w twarz.
- Głupia dziewucho! Myślisz, że będę się z Tobą cackał?! - wyciągnął różdżkę i wycelował w nią. - Crucio! - wysyczał z jadem, który spokojnie powaliłby cały Hogwart. Luna zaniosła się krzykiem i wiła się na ziemi próbując się uwolnić od zaklęcia, z którego nie mogła. Czuła jak każdy jej mięsień eksploduję, jak fala bólu poprzedza kolejne silniejsze od poprzednich, jak myśli odpływają wraz z jej świadomością. Właśnie wtedy obudziła się, rzucają się na łóżku. Severus od razu się obudził i złapał ją w pasie.
- Uspokój się, Luna! - podniósł ton, ale ona była w zbyt dużym szoku, by jego słowa do niej dotarły. Wyrywała się i próbowała go ugryźć byle tylko wydostać się z uścisku. W końcu z całej siły uderzyła go z łokcia w brzuch, a następnie za jednym zamachem w oko i częściowo w nos, dzięki czemu ją puścił. Wstała jak oparzona i odsunęła się od niego tak daleko jak tylko mogła, a w tym czasie Severus zaklął pod nosem łapiąc się ręką za głowę. Zajęło jej chwilę zanim zorientowała się gdzie jest i co zrobiła.
- Sev.. - szepnęła, patrząc na niego i oddychając ciężko. Oparła się plecami o ścianę i zsunęła na podłogę. - Przepraszam.. ja nie chciałam. - patrzyła na niego, a jej ciało drżało po wydarzeniach z przed chwili.
- Już dobrze. - wstał i ruszył do małej lodówki po lód, który przyłożył sobie po chwili do oka. - Żyję. - podszedł do niej i klęknął, widząc jej łzy. - Nic mi nie jest.
- Przepraszam. Naprawdę nie chciałam. - wzięła nerwowo wdech i spojrzała na niego. - Śniło mi się, że znowu tam jestem. Wyciągnął mnie z pokoju, wycelował różdżką i.. i.. - głos się jej załamał.
- Jesteś w Hogwarcie. Już nic Ci nie zrobią. - odłożył woreczek i przytulił ją mocno do siebie. - Jestem przy Tobie. - powiedział spokojnym, czułym głosem i pogłaskał ją po głowie. - Jestem. - powtórzył, a ona nie wytrzymała i rozpłakała się w jego ramionach. Zrobiła mu krzywdę. uderzyła Severusa.
Długo nie mogła się uspokoić, ale on jej pomógł. Nie mówił nic, ale był i to było dla niej najważniejsze. To dzięki temu w końcu się uspokoiła.
- Już lepiej? - spojrzał na nią, a ona kiwnęła głową, po czym dostrzegła drobną ranę koło jego lewego oka, z której poleciała strużka krwi. Sięgnęła dłonią po woreczek z lodem i przyłożyła delikatnie do jego twarzy. - Przynajmniej wiem, że mocno walisz. - zaśmiał się, wywołując tym samym na jej ustach uśmiech.
- Teraz musisz być grzeczny, bo inaczej będzie źle..
- To dlatego, że byłem zaspany. - zrobił obrażoną minę. - Drugi raz Ci się to nie uda. - wziął woreczek i wstał, odkładając go na stół. - Chodź. - wyciągnął do niej dłoń. - Zostało jeszcze parę godzin. Może jakoś przeżyję resztę nocy.

6 komentarzy:

  1. Oooo jejciu! *.* To był zdecydowaniw najlepszy rozdział i nie ma to jak czytać o 8 rano z otwartą paszczą! Mega mi się podobał, naprawdę! :3 I cudownie,że taki długi <3
    Ta relacja Luny i Seva.. Genialna :3 Biedna Gryfonka, ale cóż - mają szczęście, że ją uratowali.
    Genialnie, cud, miód i chcę kolejny!

    Pozdrawiam i przesyłam kociołki weny!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Byłam pewna, że beznadziejnie to napisałam XD
      Dziękuję :3. Dokładnie!
      Dziękuję za kociołki! Zrobię w nich zupkę (chińską xD), a wenę zachowam dla siebie.

      Usuń
  2. Informacja:

    Cześć, tutaj znowu ja. ;) Jestem tutaj, gdyż chciałam podać ci linka do Nowo-Starego opowiadania, które reaktywowałam. :) Rozdziały tutaj http://przyjaznpomimoodmiennosci.blogspot.com/ jednak nie będą pojawiać się dopóki nie skończę Srebrnego Kota. ;) Jeżeli jesteś zainteresowana dlaczego, albo chcesz skomentować to zapraszam cię tutaj: http://sevmionebyfox.blogspot.com/2016/05/uwaga-uwaga.html.

    Pozdrawia i życzy udanego tygodnia,
    C.S Fox Potterhead.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie ja poczekam! Jestem cierpliwą osobą :3.
      Miłego tygodnia Ci również życzę! *-*

      Usuń