poniedziałek, 9 maja 2016

Rozdział 6

Jak zwykle nie wyrobiłam się na 21, ale cóż.. Mówi się trudno xD. Rozdział tym razem zapisałam.. w kilku miejscach, więc jeżeli zniknie to nie będzie to duży problem! Koniec marudzenia, zapraszam do czytania... Rozdziału widmo! Przed państwem rozdział 6! :3

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ostatnie dni minęły jej bardzo spokojnie, a wręcz zionęło od nich nudą. Odkąd przyśnił jej się ten dziwny sen w pociągu, całkiem dobrze spała. Nie budziła się w nocy z krzykiem i w miarę się wysypiała, gdyby nie pobudki na śniadanie.
W pewnym momencie przez chwilę żałowała, że nie jest na zajęciach w Hogwarcie. Oczywiście szybko odgoniła tę myśl. Chodziła po domu, zwiedzając każdy zakamarek budynku,  ale w końcu skończyły się miejsca, w których jeszcze jej nie było. Zaczęła dręczyć ją myśl, co by było, gdyby wyszła na dwór? Czuła się w tych czterech ścianach jak w więzieniu.. Dużym, przestronnym z dobrym jedzeniem, ale jednak.. Postanowiła, że pójdzie do McGonagall i po prostu zapyta.
- Pani profesor..? - usiadła na fotelu, patrząc na nią.
- Tak, Luna? - uniosła wzrok na nią, odkładając książkę na bok.
- Zastanawiałam się.. - odwróciła głowę i spojrzała przez okno. - Czy mogłabym wyjść? - jej nauczycielka przyglądała jej się przez chwilę, po czym odpowiedziała.
- Wiesz, że nie jest to najbezpieczniejsze.
- Tak, wiem. - mruknęła, opierając się plecami o oparcie. - Ale czuję się tu jak w więzieniu.. Potrzebuje stąd wyjść, żeby nie zwariować.
- Skoro tak. - zamyśliła się. - Dobrze, ale wyjdziesz razem ze mną.
- Oczywiście. - skinęła głową, uśmiechając się.
- I jeszcze jedno.
- Tak?
- Wyjdziemy wieczorem, kiedy na dworze nie będzie tak jasno. Trudniej będzie nas zauważyć.
- No dobrze. - westchnęła i wróciła do swojego pokoju. Do wieczora zostało parę godzin. Postanowiła, że spróbuje się przespać. Ułożyła się na łóżku, wtulając głowę w poduszkę i zamknęła oczy. Wsłuchała się w śpiew ptaków za oknem i po krótkiej chwili ogarnęła ją ciemność. Stała pośrodku polany -dokładnie tak jak podczas tamtego snu. Niebo spochmurniało, a wokół niej zaczęły pojawiać się te same niebieskie poświaty. Odwróciła się do tyłu i ujrzała w oddali dom. Rozejrzała się dookoła, a jej wzrok napotkał tylko las i polane. W tym czasie poświaty zdążyły przybrać postać ludzi. Tych samych. Po raz kolejny unieśli dłonie wskazują na las. Patrzyła w tamtym kierunku i próbowała dostrzec najmniejszy ruch, ale nie udało jej się. Zauważwyła, że tkwiła tu dłużej niż ostatnim razem. To wyglądało jak kolejny odcinek serialu. Patrzyła  jak zahipnotyzowana we wskazane miejsce. Po chwili dostrzegła ruch. Podeszła parę kroków na przód, a z zarośli wyłonił się wysoki brunet. Rozpoznawała go. Jego zdjęcie znalazła w dzienniku Dumbledore'a. Może to był jego uczeń? Chłopak podchodził coraz bliżej, a ona poczuła niepokój. Zaczęła się cofać, a poświaty, które jeszcze przed chwilą otaczały ją - stanęły przed nią murem. Nie wiedziała co się dzieje i nie musiała. Poczuła jak ktoś dotyka jej ramienia i budzi ją. Otworzyła oczy, a nad nią stała McGonagall.
- Za chwilę będzie kolacja.
- Dobrze. - Luna kiwnęła głową. Ten sen był taki dziwny. Dlaczego pokazywali rękami w kierunku lasu i gdzie była ta polana, na której się znalazła?
- Wszystko w porządku? - zapytała, przyglądając się jej.
- Tak.. chyba. - uśmiechnęła się blado, po czym wstała. McGonagall wyszła, a Luna przebrała się w czarne spodnie i czerwoną bluzkę. W końcu wyszła kierując się w stronę jadalni, znajdującej się obok kuchni. Weszła i zauważyła, że jej opiekunowie rozmawiają o czymś żywo, więc bez słowa usiadła przy stole. Nałożyła sobie dwie kanapki i sałatkę pomidorową, po czym nalała sobie herbatę do kubka. Jadła powoli, a w głowie analizowała swój sen ciągle od nowa i od nowa. Coś w tym wszystkim nie dawało jej spokoju.
- Wiem. - powiedziała, gwałtownie wstając. Wyszła pospiesznie z kuchni, by wrócić po chwili ze skórzanym dziennikiem. Położyła go na stole przed McGonagall i wskazała palcem na zdjęcie bruneta, który pojawił się w jej śnie. - Kto to jest? - spojrzała na nią wyczekująco.
- Moore. - jej głos stał się inny. - Ta wiedza jak sądze nie jest Ci potrzebna.
- Tom Marvolo Riddle. - odezwał się nagle Moody. - Dzisiaj znany jako Lord Voldemort.
- Co.. - szepneła, siadając na krześle.
- Czemu chciałaś to wiedzieć? - skupił na niej całą swoją uwagę.
- Śnił mi się.. wychodził z lasu i wyglądał dokładnie tak. - wskazała palcem na zdjęcie.
- Nie przejmuj się. To pewnie był tylko zły sen. - Luna westchnęła i po chwili odezwała się.
- Pewnie tak. - wstała, chwytając dziennik i zamykając go. - Przepraszam. Źle sie czuje. Pójde do siebie. - ruszyła powolnym krokiem do pokoju. Kiedy weszła do środka od razu położyła się na łóżku. Przeleżała tak całą godzinę i pewnie leżałaby tak dalej, gdyby nie weszła jej nauczycielka.
- Luna? Śpisz?
- Nie, pani profesor. - podniosła się do siadu.
- Prosiłaś mnie o wyjście na zewnątrz. Jeśli nadal chcesz to chodź.
- Chcę. - od razu się uśmiechnęła. Bardzo cieszyła się z tego, że wreszcie może wyjść. Wstała i podeszła do torby, w której spał Dante. - Chodź maluchu. - ujęła go w dłonie, a on szybko wszedł po jej ręce na ramię i wtulił się w jej szyję. Luna ruszyła na korytarz i koło drzwi założyła czerwone trampki. Po chwili koło niej stanęła McGonagall i razem wyszły. Jej nauczycielka uniosła dłoń z różdżką i zrobiła im małe przejście.
- Przechodź. Będzie otwarte tylko przez chwilę. - Luna szybko przeskoczyła przez nie i znalazła się pośrodku pustki, po czym koło niej stanęła McGonagall. Białowłosa rozejrzała się dookoła. Było tak cicho i spokojnie. Ruszyły przed siebie powolnym krokiem. Dookoła pachniało kwiatami, trawą i drzewami. Niebo robiło się powoli ciemnogranatowe, a słońce chowało się za horyzontem ukazując leniwie płynące, białe chmury. Ten widok przypominał jej bardzo sen, który nie dawał jej spokoju. Nie miała pojęcia ile czasu minęło, ale nie chciała wracać. Chciała się tam zaszyć, żeby nikt jej nie znalazł.
- Jest tu bardzo pięknie, prawda? - McGonagall spojrzała na nią, a ona skinęła głową.
- Chciałabym tu zostać ile tylko się da. - stanęła w miejscu. - Pani profesor jak pani myśli, czego chce ode mnie Voldemort?
- Nie mam pojęcia Moore, ale z pewnością jest to coś złego. - jej twarz nie była już taka rozluźniona jak przed chwilą. - Dlatego jesteśmy tutaj. Jako Twoja nauczycielka dopilnuję, aby nic Ci się nie stało. - położyła jej rękę na ramieniu.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się smutno.
- Musimy już wracać. - spojrzała w niebo. - Robi się już ciemno. - odwróciła się i ruszyła w przeciwną stronę. Po chwili Luna poszła w jej ślady i zamarła. Ta polana. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? - Coś się stało? - spojrzała na nią zaniepokojona.
- Ta polana. Byłam na niej w swoim śnie. - wyciągnęła rękę wskazując na las po lewej stronie. - Stamtąd wyszedł.
- Moore. - podeszła do niej. - Uspokój się. Nic Ci tu nie grozi.
- Nie rozumie pani. Ja czuję, że coś złego się stanie. - ruszyła szybko przed siebie. - Musimy stąd iść.
- Luna, uspokój się. - zrównała z nią krok. - Nic Ci tu nie grozi. - Luna kiwnęła przecząco głową.
- On tu przyjdzie.. albo kogoś przyśle..
- Zaczynasz panikować, Moore. - powiedziała stanowczo.
- Pani profesor z całym szacunkiem, ale myli się pani. - w tym momencie dotarły pod dom. Po tym jak McGonagall otworzyła przejście, Luna przeskoczyła do ogrodu, a za nią jej nauczycielka. - To jest Voldemort. - powiedziała stanowczo. - Gdyby był idiotą to ludzie nie baliby się go.
- Przesadzasz.
- Dlaczego mi pani nie wierzy? - mruknęła, zrezygnowana.
- Bo to był tylko sen. Jedne są przyjemne, a drugie nie. - podeszła do niej. - Nic Ci tu nie grozi. Sam profesor Dumbledore o to zadbał.
- Właśnie.. to jest dopiero niepokojące. - burknęła i weszła do domu, ruszając prosto korytarzem. Wchodząc do pokoju trzasnęła mocno drzwiami. - Muszę coś zrobić.. - usiadła zrezygnowana na łóżku. - On dobrze wie, że tu jestem..

~Chwilę wcześniej~

Moody siedział właśnie przy stole w kuchni i czytał gazetę, upijając co jakiś czas łyk kawy. Kiedy tylko usłyszał szmer odwrócił się w stronę kominka, w którym nagle buchnęły zielone płomienie. Po chwili wyszedł z nich Snape.
- Severus.. cóż za miła niespodzianka. - odezwał się, kontynuując swoje zajęcie.
- Dumbledore przysłał mnie, żebym sprawdził jak Wam idzie niańczenie Moore. - burknął pod nosem. Miał widocznie kiepski nastrój.
- Jak na razie wszystko w porządku. Nikt nas nie obserwuję i nie próbuje atakować, czy to nie dziwne? - posłał mu podejrzliwe spojrzenie. W tym samym momencie do domu wkroczyła Luna i McGonagall. Severus słyszał jak białowłosa szybkim krokiem wchodzi do pokoju i trzaska głośno drzwiami. Minerwa natomiast weszła do kuchni kiwając głową.
- Oh, Severusie. - spojrzała na niego. - Nie spodziewałam się Ciebie tutaj.
- Nikt się nie spodziewał. - dodał Alastor, przewracając stronę.
- Dumbledore mnie przysłał. - wyjaśnił krótko, patrząc na nią, jakby chciał odgadnąć co się przed chwilą wydarzyło.
- Rozumiem. - kiwnęła głową.
- Co ugryzło Moore? - odezwał się auror, odkładając gazetę od niechcenia.
-  To samo co rano. Wmówiła sobie, że polana  za domem to ta sama, która jej się przyśniła. - usiadła na krześle. - Nie wiem jak mam z nią rozmawiać. Nie daję sobie nic powiedzieć.
- Chciałbym porozmawiać z nią na osobności. - rzucił obojętnie.
- Jest w pokoju. Ostatnie drzwi po prawej. - odpowiedziała, a skrzat domowy podał jej kawę, znikając po chwili. Snape wyszedł z kuchni i ruszył prosto do jej pokoju.

Luna leżała na łóżku już trochę spokojniejsza. Przyznała sama przed sobą, że spanikowała, ale kto zachowałby zimną krew, gdyby ścigał go Lord Voldemort? Chciała, żeby był tu przy niej Severus. Potrzebowała go i pragnęła jego obecności.
- Moore. - wszedł, zamykając drzwi. Była pewna, że słyszy jego głos tylko w swojej głowie. Że tęskni za nim tak bardzo, że aż wyobraziła sobie jak mówi do niej. - Ej! - szarpnął delikatnie, ale stanowczo za jej ramiona. Luna otworzyła oczy i nie wierzyła. Wcale sobie nie wymyśliła, że go słyszy. On był tu i stał przed nią, patrząc tymi swoimi czarnymi, obojętnymi oczami.
- Severus.. - wstała i wtuliła się w niego. - Przyszedłeś.
- Chcę z Tobą porozmawiać. - odsunął ją od siebie.
- O czym? - usiadła na łóżku, wpatrując się w niego.
- O Twoim śnie.
- O tym.. - mruknęła. - Co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. - usiadł obok niej.
- Byłam na polanie, a wokół mnie był las. Pojawili się martwi ludzie. Rodzice Harry'ego i Neville'a, Jim, Syriusz, moi rodzice.. Otoczyli mnie i wskazali mi las, a ja wpatrywałam się w to miejsce. - przerwała na chwilę. - Wyszedł stamtąd Tom Riddle.. I tyle.
- A już się martwiłem.. - mruknął. - Myślałem, że to coś poważnego.
- To jest coś poważnego! - uniosła głos, wstając. - Severus boję się. Czuję, że stanie się coś złego.
- Po pierwsze nie podnoś na mnie głosu, Moore. Po drugie to był tylko głupi sen. - warknął, również podnosząc się.
- Ty też mi nie wierzysz.. - objęła się ramionami, zrezygnowana.
- Bo nie ma w co. Przyśnił Ci się koszmar i teraz to przeżywasz.
- To nie był zwykły koszmar. - jej ciało zaczęło drżeć na wspomnienie wydarzeń ze snu. Snape zauważył to i podszedł do niej, obejmując ją ramionami. Po dłuższej chwili milczenia w końcu się odezwała.
- On wie gdzie jestem.
- Gdyby miał tego świadomość to już bym to wiedział.
- Nie jestem tego pewna.. Czarny Pan nie mówi Ci wszystkiego.. - wtuliła się w niego mocno.
- Rozumiem, że się boisz, ale ja nie pozwolę Cię skrzywdzić. - złożył pocałunek na jej czole i odsunął się. - Muszę już iść, ale wrócę.
- Nie.. - szepnęła. - Nie idź, proszę.
- Dobrze wiesz, że mam pewne obowiązki. Nie mogę tu z Tobą zostać. - ruszył w stronę drzwi, a ona złapała go za ramię.
- Zostań.. proszę. - do jej oczu mimowolnie napłynęły łzy. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak przerażona.
- Nie mogę, Luna. - powiedział spokojnym, kojącym głosem i otarł jej łzy, po czym zabrał rękę z jej uścisku i otworzył drzwi.
- Sev.. - jęknęła, a głos się jej załamał. - Błagam. - wydukała, a po jej policzkach spłynęły łzy. - Nie wychodź. - Severus rzucił jej tylko przepraszające spojrzenie i.. wyszedł.

13 komentarzy:

  1. Ach miałam skomentować jutro, ale może uda mi się sklecić sensowne zdania.. xD
    A więc.. Rozdział super, podoba mi się ta powolna akcja. :3 Dobrze, że Sev się pojawił i jestem mega ciekawa co ten sen oznacza i tego co Voldziu chce od naszej Hermiony..
    Wybacz, że tak krótko, ale pasożyty pochłonęły mój mózg doszczętnie.. *.*
    W każdym razie bardzo mi się podoba i czekam na ciąg dalszy!

    Pozdrawiam,
    fanka nr 1 - Marta :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powolna akcja? O.o A ja się wczoraj bałam, że za szybko zaczynam swój szatański plan xD. Cieszę się, że udało mi się rozbudzić w Tobie taką ciekawość. "i tego co Voldziu chce od naszej Hermiony.." - powtórz "Hermiony..". Czy aby jesteś pewna, że chce coś właśnie od Hermiony? ;>.
      Ojej *-* to ja się zabieram do pisania.. Czas chyba wam zdradzić co oznaczał ten sen, buahahahaha!

      Usuń
    2. Hahahaha widzisz, mówiłam że mój mózg wczoraj to była porażka xD Tak, chodziło o Lune, nie wiem skąd ta Miona się tam wzięła xD Wybacz :3

      Usuń
    3. Miona stwierdziła, że też chce być w opowiadaniu i puff - jest!

      Usuń
    4. Hahahaha no bo jest zazdrosna o swojego Severusa to się wpycha - a co! Ale skoro woli blondynki.. To niech się wypcha! xD

      Usuń
    5. Jestem w stanie to zrozumieć, ale Luna nie jest blondynką xD

      Usuń
    6. Dobra tam szczegóły! Jasne to blond, ciemne to brąz, pomiędzy to rudy, a czarne to czarne i kropka!

      Usuń
    7. Nieważne, pogrążam się z każdym komentarzem. Zignoruj moją obecność XD

      Usuń
    8. A szatynkę gdzie umieścisz? xD

      Usuń
    9. Nie zadawaj takich trudnych pytań....

      Usuń
    10. No już dobrze, spokojnie :3

      Usuń
  2. Kolejny rozdział pod którym tylko się melduje. Jak na razie nie wiem co mam pisać.

    Pozdrawiam,
    C.S Fox Potterhead

    OdpowiedzUsuń