środa, 22 czerwca 2016

Rozdział 17

Oto kolejny rozdział. Jest tutaj trochę więcej Severusa i Luny. Trochę się pozmieniało i zmieniać będzie również w następnych rozdziałach. Ale już dość marudzenia. Zapraszam miśki! :3

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Severus szybkim krokiem zbliżał się do wejścia. Jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi i wparował do środka, po czym znajomą (aż za bardzo) drogą dotarł na miejsce i ukłonił się nisko przez Czarnym Panem.

- Severusie, usiądź pośród swych braci. - odezwał się, a Snape usiadł po jego lewej stronie. - Wezwałem was tutaj, żeby przedstawić nowego członka. - uśmiechnął się wrednie i spojrzał przed siebie, gdzie po chwili pojawiła się zakapturzona postać. - To jest moja córka, Luna.
Po tych słowach kaptur opadł, a oczy Severusa minimalnie rozszerzyły się, kiedy patrzył na nią nie wierząc w to co widzi.


Wzięła wdech i przypomniała sobie lekcje, których udzielał jej Severus. Zamknęła oczy, włożyła kaptur i opanowała emocje, uciszyła myśli i zrzuciła je na samo dno. Jest gotowa. W samą porę, bo po chwili rozległo się pukanie. Wstała i otworzyła drzwi, w których stał śmierciożerca. Luna doskonale wiedziała po co przyszedł, więc nie musiał nic mówić. Wyszła z pokoju i ruszyła za nim korytarzem. Minęła krótka chwila i stanęła przed długim stołem, przy którym siedzieli wszyscy zwolennicy Voldemorta.
- To jest moja córka, Luna - odezwał, wlepiając w nią wzrok. Kątem oka dostrzegła, że Severus drgnął, jednak tylko ona była w stanie to dostrzec. Sięgnęła dłońmi do kaptura, po czym zdjęła go z głowy, uśmiechając się przy tym. Usiadła na przeciwko swojego ojca, na drugim końcu stołu. Wszyscy wlepiali w nią wzrok, nie dowierzając. Czarny Pan ma córkę? Coś niesamowitego, prawda? Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na każdego z osobna. Niektórzy odwrócili wzrok, a inni wręcz przeciwnie - uporczywie się w nią wpatrywali, jakby spodziewali się fajerwerków. Jej wzrok przebiegł w końcu na Severusa, ale nie zawahała się. Nie zatrzymała na nim dłużej wzroku niż na innych. Musiała przecież dać z siebie wszystko, prawda?
Reszta spotkania przebiegła bardzo szybko. Głównie słuchała co jej ojciec ma do powiedzenia. Mówił głównie o osobach, które chce przeciągnąć na swoją stronę i wyznaczał osoby, które je przekonają. Mimo wszystko pech jej nie opuścił tak, jak jej przemiły charakter. Voldemort przydzielił ją do Snape'a i kazał za wszelką cenę przekonać jednego z dawnych przyjaciół. Prawie nie mogła uwierzyć w to, że to właśnie z NIM ma iść na pierwszą misję od Czarnego Pana. Ale przecież da radę. Musi.

W końcu wróciła do pokoju i wyjęła z torebki wszystkie swoje bagaże, po czym powiększyła je. Otworzyła walizkę, wyciągnęła parę ubrań i najpotrzebniejszych rzeczy, po czym wrzuciła je do torebki. Stanęła na środku pokoju i rozejrzała się, upewniając czy zabrała wszystko co będzie jej potrzebne.  W końcu ruszyła do łazienki, by się odświeżyć. Rozczesała włosy i związała je w warkocz, po czym usiadła na łóżku. Minęła zaledwie chwila, a do pokoju wparował Snape.
- Ruszamy. - odezwał się chłodno, a ona wstała i przerzuciła sobie torbę przez ramię. Włożyła jeszcze tylko czarną pelerynę i wyszła za nim. Po paru minutach byli już na zewnątrz. - Lecimy na miotłach.
- Dlaczego się nie deportujemy? - spojrzała na niego.
- Nic by to nie dało. Musimy dotrzeć do miejsca, w którym jest bardzo dużo barier. Co najwyżej deportujemy się o 1/9 drogi. - burknął i przywołał swoją miotłę.
- Nie polecę na miotle.
- To masz problem. - syknął, a ona odwróciła się w stronę Malfoy Manor. Rozejrzała się dookoła, ale nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi, więc wzięła wdech i zagwizdała. - Musimy ruszać.
- Poczekaj chwilę. - burknęła, a po chwili zobaczyła jak testral galopuje w jej stronę i zatrzymuję się gwałtownie przed nią. - Neamis. - uśmiechnęła się.
- Co to jest? - warknął, patrząc na nią.
- Testral, profesorze. - obrzuciła go szybkim spojrzeniem, po czym stanęła na jednym z posągów i wskoczyła na grzbiet konia. - Możemy ruszać. - mruknęła, po czym złapała jego grzywę. Testral rozpędził się i po chwili szybował po niebie. Minęła krótka chwila i pojawił się w górze również Nietoperz. Ruchem dłoni nakazał jej, żeby podążała za nim.

Lecieli tak już pół dnia. Luna leżała na grzbiecie Neamis'a z zamkniętymi oczami i czuła jak powoli odpływa. W końcu jednak lecący przodem Snape wyrównał z nią, nadal milcząc. Tak zleciała im cała podróż.
- Ląduj. - powiedział do testrala i sam zaczął zniżać lot. Ominął parę drzew i wylądował na leśnej ścieżce, a w ślad za nim poszedł Neamis lądując bardzo delikatnie. Luna mruknęła i przetarła oczy, otwierając je po chwili.
- Jesteśmy na miejscu?
- Prawie. Zwracamy na siebie za dużą uwagę w powietrzu. Dalej idziemy pieszo. - powiedział, a jego ton był chłodny. Luna przełożyła nogę przez grzbiet i zeskoczyła na ziemię. - Pośpiesz się. - ruszył przodem, nie zwracając na nią uwagi. Luna podbiegła i dalej musiała się sporo namęczyć, żeby nie stracić go z oczu.

Minęło parę godzin, niebo zrobiło się ciemne, a ona miała już dość. Dorównywanie mu kroku przez parę godzin, prawie biegnąc było trochę męczące. W końcu jednak się zatrzymał.
- Zostajemy tu na noc. - wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem rozłożył namiot. - Bierzesz pierwszą wartę. Tylko nie zaśnij. - zgromił ją wściekłym spojrzeniem i zniknął w środku.
Luna usiadła pod drzewem, żeby odetchnąć, a testral ułożył się obok, kładąc łeb na jej nogach.
- Ty też jesteś zmęczony, co? - uśmiechnęła się i zaczęła go głaskać wierzchem dłoni. Po chwili wyciągnęła różdżkę i wyczarowała wodę oraz mięso dla niego. Szybko wstał i podszedł do wiadra, po czym zaczął pić i jeść.
Siedziała tak już parę godzin. W końcu zamknęła zmęczone oczy, ale pilnując się, aby nie zasnąć. Nagle usłyszała szelest i otworzyła je minimalnie, zauważając wychodzącego z namiotu Severusa. Nie miała ochoty na rozmowę, więc zmrużyła oczy, jednak nadal go obserwując. Widziała jak podchodzi do testrala, który właśnie pił. Wyciągnął dłoń, żeby go pogłaskać, a ona zerwała się jak oparzona.
- Nie rób tego! - krzyknęła, ale zareagowała zbyt późno. Koń stanął na tylnych nogach machając skrzydłami, po czym z dużą siłą ugryzł go, lądując z powrotem wszystkimi kończynami na ziemi. Snape wydał z siebie zduszony jęk bólu i złapał się za rękę. Białowłosa podeszła do testrala i spokojnie przejechała wierzchem dłoni po jego łbie. - Już dobrze Neamis. Nic się nie dzieje. - dodała spokojnie, po czym odwróciła się do swojego towarzysza. - Pokaż. - wydała mu polecenie, wyciągając różdżkę. On jednak spojrzał na nią, jakby właśnie powiedziała kiepski żart. - Powiedziałam, żebyś pokazał. - warknęła podirytowana i sięgnęła po jego rękę. Podwinęła mu rękach i zaczęła cicho mamrotać zaklęcie. Rana powoli zaczęła się zasklepiać, ale była pewna, że zostanie po tym ślad.
- Idiotka. - burknął. - Poradziłbym sobie sam.
- Właśnie widzę. - schowała różdżkę i odwróciła się do testrala, który podszedł do niej. Wtulił łeb w jej szyję, a ona pogłaskała go. - Nigdy nie podchodź do niego z otwartą dłonią. - odezwała się po chwili, a Snape spojrzał na nią lekko zdziwiony. - Boi się ludzkiego dotyku, dlatego jeśli chcesz go pogłaskać to tylko wierzchem dłoni. - odwróciła się i spojrzała na niego.
- Jesteś beznadziejna. - warknął na nią. - Po co dołączyłaś do Czarnego Pana? Po co to wszystko? - podszedł do niej, widocznie zły. Tego właśnie nie chciała. Rozmowa zboczyła na temat, który był dla niej niewygodny i nie zamierzała mu się z niczego spowiadać.
- To nie jest Twoja sprawa.
- Czyżby? - ujął jej podbródek w dłoń. - Wydaję mi się, że jestem pierwszą osobą, której powinnaś powiedzieć co strzeliło Ci do głowy! Nie jesteś taka, jaką chcesz żeby Cię widzieli. Zachowujesz się jak idiotka i jesteś nią, jeśli uważasz że dasz radę mnie oszukać. - w jego głosie była tona jadu albo nawet dwie. Luna drgnęła, ale szybkim ruchem ręki odtrąciła jego dłoń. Wyminęła go i ruszyła w stronę namiotu, po chwili wchodząc do niego.
- Teraz Twoja kolej. - rzuciła i zaszyła się w środku. Severus jednak nie miał zamiaru tak tego zostawić. Wszedł do namiotu, chwycił ją mocno za rękę i wywlókł na zewnątrz.
- Musimy sobie porozmawiać. - spojrzał na nią twardo.
- Puść mnie. - syknęła. - Nie mam ochoty na rozmowy z Tobą.
- Jeszcze parę dni temu zrobiłabyś wszystko, żeby spędzić ze mną chwilę czasu, a teraz mnie nienawidzisz? Coś kiepsko przygotowałaś sobie alibi.
- Nic nie rozumiesz i nie zamierzam Ci tego tłumaczyć. Trzymaj się swojej roli szpiega, a ode mnie się odwal. - szarpnęła ręką, ale on jej nie puścił.
- Nie mogę. Ubzdurałaś sobie coś głupiego i nie mam zamiaru Ci na to pozwolić.
- Nie pytałam Cię o pozwolenie, jeśli zdążyłeś zauważyć.
- Ja nie, ale Pomfrey tak, kiedy przyszła do skrzydła, a Ciebie o dziwo tam nie było.
- Są wakacje. Nie mam obowiązku siedzenia w szkole.
- Dlatego postanowiłaś wybrać się na wycieczkę do tatusia? - warknął, a ona coraz bardziej się irytowała. - Chyba, że zapomniałaś o tym, że Twoi rodzice, PRAWDZIWI rodzice nie żyją? - warknął, nie mogąc opanować złości jaką czuł wobec niej. Mimo wszystko tym ostatnim zdaniem przesadził. Luna odwróciła od niego wzrok, rozważają swoją chęć mordu, ale ostatecznie uniosła drugą dłoń i uderzyła go z całej siły w twarz.
- Odwal się od moich rodziców. - wyrwała swoją rękę z jego uścisku, rozmasowując bolący nadgarstek. - Nienawidzę cię.. dlaczego nie możesz po prost.. - nie pozwolił jej dokończyć, bo złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie mocnym szarpnięciem.
- Przestań zgrywać bohaterkę. Niezależnie od tego co sobie uroiłaś - to nie jest dobry pomysł. - powiedział stanowczo, patrząc jej twardo w oczy. - Jesteś tylko małą, głupiutką Gryfonką. Nie dasz rady w pojedynkę przeciwko Voldemortowi. - wysyczał przez zęby, ale widząc jej wyraz twarzy - puścił ją.
- Nie zbliżaj się do mnie. - powiedziała cicho i odeszła od niego, rozmasowując swoje bolące, czerwone nadgarstki. Usiadła pod drzewem, tak aby ją całkiem zasłaniało przed jego wzrokiem i zacisnęła zęby. Obok niej ułożył się Neamis, kładąc łeb na jej nogach. W ten sposób próbował ją wesprzeć i uspokoić. To jednak nie pomogło i już po chwili po jej policzku spłynęła łza, a potem kolejna..

13 komentarzy:

  1. Okej, zmieniam zdanie. Sev właśnie przebił Harry'ego jeżeli chodzi o poziom idiotyzmu we krwi. ;) I znowu wszystko poszło na Lunę, świetnie.

    Pozdrawia,
    Lisiasta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, bo on nic nie wie i to jest cudowne :3. Mam nadzieję, że pomimo tego jednak Ci się spodobało, choć troszeczkę

      Usuń
    2. T O B Y Ł O Ś W I E T N E ! ! ! I nie jest inaczej! Na prawdę genialnie wprowadzasz to wszystko i te takie tam. Na prawdę nie mam pomysłu na dłuższy komentarz. ;)

      Usuń
    3. Cieszę się ogromnie :3. Mam wrażenie, że lecę za szybko, więc teraz zaczęłam dokładniej i wolniej opisywać akcję. Podoba się bardziej taka wersja?

      Usuń
    4. Oby dwie wersje były świetne, ale myślę, że właśnie ta teraz dużo Ci da. :) Na prawdę super się czyta.

      Usuń
    5. Samoocena niebezpiecznie mi się podwyższa przez Twoje miłe komentarze xD. Ale dziękuję to bardzo pomaga i dzięki temu szybciej mi się pisze rozdziały, bo wiem, że komuś się to podoba :3

      Usuń
    6. To teraz Cię skrytykowałam! xD Spokojnie, jest okie.

      Usuń
    7. Oh, nie xD. Czuję się skrytykowana!

      Usuń
    8. Zobacz na wiersz za kilka minut (10 jak nie więcej). Minie. ;D

      Usuń
    9. Czekam z niecierpliwością!

      Usuń
  2. Ach Sevcio taki niedobry :( Ale w sumie co mu się dziwić...
    Rozdział cud, miód i jestem mega ciekawa po co w ogóle to wszystko robi nasza kochana Luna *.*
    W końcu się dorwałam ale generalnie to rozpływam się i nie mam siły myśleć xD
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco żeby było Ci jeszcze cieplej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, dziękuję! Cieszę się, że Twoje czujne oko stwierdziło, iż Ci się podoba :3
      Wszystko w swoim czasie Miona! <3
      Jeszcze cieplej? Oh, jaka jesteś wspaniałomyślna, zwłaszcza że się topie na ciape XD

      Usuń