sobota, 18 czerwca 2016

Rozdział 15

Witajcie misie Wy moje! <3 Ah, cudownie, cudownie! Zaczynam wdrążać swój plan i nic mnie tak bardzo dzisiaj nie cieszy! Ten rozdział nie jest jakiś specjalnie długi, ale na pewno dużo się w nim podziało.. hahah. Mam nadzieję, że nie odbierzecie tego źle. To co czytacie nie do końca jest tym, co myślicie. Ah, taka tajemniczość. To coś co uwielbiam! Zapraszam Was ogromnie oraz mam szczerą nadzieję, że Wam się spodoba to co napisałam i to co zaczęło się dziać!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obudziła się z krzykiem w środku nocy. Rozejrzała się dookoła, nadal była w skrzydle szpitalnym. Zacisnęła dłonie na kołdrze i szybkim ruchem zrzuciła ją z siebie, po czym wstała. Czas podjąć decyzję, którą już dawno temu powinna była podjąć.
Wstała i nie zastanawiając się długo, wymknęła się. Szybkim krokiem udała się do wspólnego pokoju Gryfonów, po czym wpadła do dormitorium. Wyciągnęła walizkę i zaczęła pakować wszystkie swoje rzeczy. Po niespełna czterdziestu minutach wszystko miała przygotowane. Wyciągnęła różdżkę i zmniejszyła swoje bagaże, tak aby zmieściły się jej do materiałowej torby przez ramię. Poszła do łazienki, umyła się i jednym machnięciem różdżki ubrała się w czarne spodnie oraz szarą bluzkę. Wróciła do dormitorium i przerzuciła sobie torbę przez głowę oraz ramię. Rozejrzała się po miejscu, w którym spędziła sporo czasu. Zabrała wszystkie rzeczy, oprócz klatki. Jej mały szczurek Dante niestety nie dotrwał do chwili, w której się teraz znalazła. Westchnęła i zarzuciła na ramiona czarną, długą pelerynę, po czym założyła kaptur na głowę i wyszła na korytarz. Przemykała cicho, prawie bezszelestnie w obawie, że ktoś nie śpi i nakryje ją na "ucieczce". Przekroczyła próg szkoły, kierując się prosto do Zakazanego Lasu. Minęło dwadzieścia minut, a ona znalazła się na polanie pośród stada testrali. Podeszła do jednego ze śpiących koni i przejechała wierzchem dłoni po jego pysku, a ten po chwili otworzył oczy i wstał gwałtownie.
- Neamis, to ja. - pogłaskała go po pysku. - Potrzebuję Twojej pomocy. - spojrzała w jego białe, puste oczy, a on wtulił w nią łeb. - Wiem, że to nie jest najlepszy plan roku, ale nie mam wyjścia. - uśmiechnęła się smutno, po czym stanęła na dużym kamieniu i kiedy tylko Neamis podszedł do niej, wskoczyła na jego grzbiet. - Zabierz nas do domu. - szepnęła, po czym złapała delikatnie jego grzywę w dłonie. Testral rozpędził się i rozłożył skrzydła, po chwili unosząc się coraz wyżej ponad ziemię. Luna wyprostowała się i spojrzała w niebo. Kochała jeździć albo raczej latać na swoim koniu, ale ostatnio nie miała na to czasu. Poza tym, gdyby ktoś się dowiedział, że należy do niej - mogliby go odesłać. Nie chciała tego, bo bardzo go kochała. Słuchał się jej za każdym razem i była pewna, że gdyby musiał, naraziłby dla niej swoje życie. Kto by pomyślał, że kiedy uratuje małego źrebaka to stanie się on jej najbardziej lojalnym przyjacielem? I z pewnością bardzo niezwykłym.

Lecieli tak już dwie, może trzy godziny, aż w końcu testral zaczął zniżać lot. Luna podniosła dotąd przytuloną do konia głowę i rozejrzała się. Byli prawie na miejscu. Po paru minutach testral wylądował na ziemi, kładąc się by Luna mogła z niego zejść. Kiedy już stanęła na własnych nogach przeciągnęła się.
- Chodź Neamis. - powiedziała cicho i skierowała się w stronę niewielkiej stajni, a koń ruszył za nią. Otworzyła duże, ciężki, drewniane drzwi i uchyliła furtkę do boksu. Uniosła różdżkę i jednym machnięciem uprzątnęła go, po czym wyłożyła świeże siano. Po chwili testral wszedł i ułożył się wygodnie na ziemi. - Zaraz wrócę. - spojrzała na niego i wyszła. Skierowała się do domu, stojącego w pobliżu i weszła do środka. Pierwsze co zrobiła to chwyciła dwa wiadra. Jedno napełniła czystą wodą, a do drugiego włożyła parę kawałków świeżego mięsa. Po raz kolejny uniosła różdżkę, by posprzątać trochę wnętrze. Parę lat stania bez jakiejkolwiek opieki i dom zmieniał się nie do poznania. Po kilku minutach, jednak przypominał ten, do którego zawsze przyjeżdżała z rodzicami. Uśmiechnęła się smutno do siebie i chwyciła wiadra w dłonie, wychodząc. Nie sądziła, że kiedykolwiek tu wróci. Zwłaszcza w takich okolicznościach. Szła już trochę wolniej niż przedtem. Nie było szans na to, żeby ktokolwiek ją tu znalazł. Dom był otoczony z każdej strony wysokim lasem długim przynajmniej na kilkanaście kilometrów. To ją nieco uspokoiło. W końcu przeszła przez próg stajni i podeszła do boksu, stawiając w nim obydwa wiadra.
- Smacznego maluchu. - patrzyła na niego, a on wstał i podszedł do niej. Uniosła dłoń i przejechała wierzchem dłoni po jego pysku. Nie rozumiała, dlaczego ludzie tak bardzo boją się lub brzydzą testrali. To naprawdę piękne stworzenia. Ich skóra, mimo że tak bardzo przylegała do kości, uwydatniając je była pokryta najbardziej delikatną sierścią, jakiej kiedykolwiek dotykała. - No już. - uśmiechnęła się. - Wrócę do Ciebie później. - wyszła z boksu, zamykając go, po czym ruszyła z powrotem do domu. Zamknęła za sobą drzwi i zdjęła torbę, rozsiadając się wygodnie w fotelu. Dopiero teraz jej myśli dały o sobie znać. Zostawiła Severusa właśnie teraz, kiedy zaczynało być między nimi dobrze. Jednak jej sen i ta cholerna prawda, którą poznała sprawiła, że dłużej nie był przy niej bezpieczny. Kochała go. Najbardziej na świecie i właśnie dlatego postanowiła, że zrobi wszystko.. wszystko tylko po to, żeby był bezpieczny. Nawet jeśli będzie musiała stać się jego największym wrogiem.
Jeszcze tak niedawno walczyła o to kim jest, a teraz? Przyjmowała swoje pochodzenie do wiadomości, zamierzając je wykorzystać najlepiej jak potrafi. Koniec z miłą, potulną dziewczynką. Teraz wkracza do życia jako córka Voldemorta..


---------------------------------------------------------------------------------------------------------


Severus pracował do późna nad eliksirami, które zażyczył sobie Dumbledore. Dochodziła szósta rano i był bardzo zmęczony, ale obiecał Lunie, że do niej przyjdzie. Szedł powolnym krokiem w stronę skrzydła szpitalnego, kiedy nagle poczuł ból. Ostatnie czego życzył sobie w tym momencie to wezwanie od Czarnego Pana. Wyciągnął różdżkę i zmienił swoje czarne ubranie na strój śmierciożercy. Wyszedł poza mury Hogwartu i deportował się do Malfoy Manor. Wyzbył się wszelkich myśli i uczuć, które mogłyby go zdradzić, po czym ruszył do środka.

- Witajcie moi drodzy. - powiedział przedłużając słowa swoim niskim, wężowatym głosem. - Zebrałem was tutaj  wszystkich w jednym celu, a mianowicie.. - zaczął, ale w tym samym momencie wszedł Snape, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. Stanął w półkroku i ukłonił się przed Czarnym Panem, nie patrząc mu w oczy. - Ah, Severusie! - odezwał się "pogodnie". - Usiądź pośród swych braci. Już sądziłem, że się nie zjawisz.
- Wybacz mi, Panie. Hogwart mimo tego, że stoi pusty nadal jest miejscem, w którym muszę uważać na to co robię. - usiadł po jego lewej stronie.
- Naturalnie Severusie. - uśmiechnął się szyderczo. - Ci idioci nie mają pojęcia, że działasz na ich niekorzyść i chciałbym, aby tak pozostało. - rozejrzał się po twarzach wszystkich. - Wracając do sprawy. - zaśmiał się cicho. - Niedługo zyskamy nowego, potężnego członka. Chciałbym, abyście nie sprawiali kłopotów. W przeciwnym wypadku nie biorę odpowiedzialności za to co się wydarzy. - wszyscy zgromadzeni rzucili sobie szybkie spojrzenia, jednak nie wyglądało na to, że ktokolwiek wie kto to będzie. - Nie martwcie się moje drogie dzieci. Dowiecie się w swoim czasie. Niedługo nadejdzie czas! - wstał gwałtownie. - Ten stary głupiec straci wszystko, a Hogwart zostanie przez nas przejęty. - zaśmiał się, a większość zaczęła mu wtórować.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------


Za oknem zaczął padać deszcz, a w środku domu zrobiło się chłodno. Przyłożyła dłoń do czoła i skupiła się dosyć mocno na swoich myślach. Severus uczył ją jak nie dopuścić do myśli, czytała też o tym w książkach i trenowała z nim. Udało jej się, jednak tylko trzy razy. Teraz musiała być doskonała. Miała zbyt dużo do stracenia. W końcu podniosła się pod zbyt dużym natłokiem myśli. Skierowała się w stronę drzwi, po czym wyszła trzaskając nimi głośno. Odeszła parę kroków i pozwoliła, aby zimne krople deszczu otuliły ją całą. Zmyły jej myśli i oczyściły umysł. Uniosła głowę ku górze i czując jak woda wdziera się do jej duszy, otworzyła gwałtownie oczy przepełnione złem. Czystym złem i czarną magią.
- Tato? - odezwała się cicho. - Jestem gotowa, by stanąć po Twojej stronie. Gotowa, by być Twoją córką.


Nagle w Malfoy Manor zapanowała cisza. Voldemort wyszedł zza stołu i stanął pośrodku sali, a oczy wszystkich zwróciły się ku niemu, jakby czekali na rozkaz.
- Jesteś gotowa? - zapytał w myślach, słysząc jej głos.
- Jestem.
- Jesteś gotowa zabijać? Cieszyć się z tego?
- Jestem Twoją córką. Czarna magia płynie w mojej krwi. Dopiero teraz to czuję. Nie zawiedziesz się.
- Panie? - odezwał się na głos jeden z jego popleczników, a on odwrócił się do niego.
- Jak śmiesz odzywać się nie pytany? - w jego głosie było tyle jadu, ile wąż nie da rady wyprodukować w całym swoim życiu.
- Wybacz mi, Panie.
- JA nie wybaczam! - ryknął na niego, wyciągając różdżkę. - Crucio! - zaśmiał się, widząc jak ten spada z krzesła wijąc się i krzycząc z bólu. Przestał dopiero po paru minutach. - Niech to będzie ostrzeżenie dla was wszystkich! - rozejrzał się po zgromadzonych. - Zejdźcie mi z oczu. Dokończymy spotkanie następnym razem. - syknął z obrzydzeniem, obserwując jak wstają i wychodzą. Jeden za drugim ukorzeni pod jego potęgą. W końcu znalazł się sam i nie musiał już kryć się ze swoimi słowami.
- Mam nadzieję, że nie pożałuję. Wiesz, że nie należę do osób, które pozwolą sobie na jakikolwiek sprzeciw.
- Tak, wiem.
- Za trzy dni chcę Cię tu widzieć. Tutaj na miejscu, pośród moich ludzi. Po mojej stronie. Słusznej stronie.. - zaśmiał się.
- Dziękuję, tato. Na pewno nie pożałujesz. - uśmiechnęła się pod nosem i zamknęła oczy, kończąc rozmowę z nim.
Czuła jak zżera ją od środka nienawiść. Stawała się taka jak on. Jeszcze tydzień temu powstrzymywałaby to na wszelkie sposoby, jednak teraz.. Pozwoliła, aby to uczucie wypełniło ją całą. Czuła je w najdrobniejszej komórce swojego ciała. Nie była już Luną Moore. Nie, już nie. Teraz była Luną Riddle - zdrajczynią, pochłoniętą przez czarną magię córką Voldemorta. Najgorszą postacią nienawiści i zdrady. Teraz nie cofnie się przed niczym, dopóki jej plan nie sprawdzi się w stu procentach. O tak. Upór to coś co odziedziczyła po nim najsilniejszego, poza mocą magiczną. Otworzyła swoje zielone oczy, które nie nie miały już w sobie ogników radości. Teraz czaił się w nich błysk potęgi i bystrości. Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym zaczęła się śmiać. Wszystko zaczynało iść zgodnie z jej założeniem. Nie sądziła, że będzie to takie proste..

4 komentarze:

  1. Ło jejciu, no nie powiem, ale ogromnie mnie zaskoczyłaś. Nawet nie spodziewałam się, że Luna mogłaby przejść na drugą stronę *.*
    Aż mi serce pęka na myśl o biedny, porzuconym Severusie. Że też taki okropny los mu zgotowałaś! ;(
    Ale rozdział jak najbardziej udany i mega się wciągnęłam. Szkoda, że tak krótko, ale no skoro trzeba czekać na ciąg dalszy to nie pozostaje mi nic innego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, szczerze na to liczyłam! Bałam się, że moje rozdziały nasuwają za dużo podpowiedzi, i że przewidzicie co zamierzam! Mam nadzieję, że do końca uda mi się zatrzymać was w niepewności!
      Spokojnie, będzie gorzej. Mówiłam Ci, że idę bardziej w stronę nieszczęśliwego zakończenia i mam zamiar tak zrobić :3
      Ogromnie się cieszę, że mimo tego iż jest krótki to wpadł w Twój gust!

      Usuń
  2. Ło matko! I co ja mam tu Ci napisać?... Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam choć w sumie go rozważałam. Tylko ,,I didn't see it commin' ". Krótko, ale na temat i w sumie cieszę się, że jest taki, a nie jakiś wyssany z palca. U mnie też już niedługo pojawia się rozdział 10: Zakład, ale w sumie nie wiem co dalej. Mam pomysł i został tak na prawdę jeden - trzy akapity. Czyli jak na mnie mało.

    Pozdrawia,
    Lisiasta. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, czyli jednak się czegoś domyślasz! Niedobrze, niedobrze. Coś będę musiała z tym zrobić.
      Cieszę się ogromnie, że Ci się spodobał i zapraszam jednocześnie do 16, który za chwileczkę dodam.
      U Marty wszystko już nadrobiłam wczoraj w nocy, włączając w to Panaceum, a dzisiaj wybieram się do Ciebie!
      Spokojnie, wena przyjdzie sama.

      Usuń