sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 18

Dzisiaj trochę krócej za to jest więcej Sevcia i Luny. Znacznie więcej. Tak, więc wybaczcie mi tę niedogodność. Kiedy jest gorąco to mózg zaczyna topić się jako pierwszy niestety. Koniec marudzenia - zapraszam na rozdział! :3

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obudziła się po paru godzinach. Wstała i rozejrzała się dookoła, napotykając wzrokiem siedzącego Snape'a. Podniosła głowę i spojrzała w niebo. Było jeszcze ciemne, ale po kolorach wywnioskowała, że słońce zaczęło wychodzić zza horyzontu. Ruszyła w stronę swojej
torebki, która leżała pod innym drzewem i kucnęła obok niej. Wyjęła czystą bluzkę i spodnie, po czym wstała, trzymając w dłoni ubrania. Zagwizdała cicho i po chwili zjawił się obok niej Neamis, który ją zasłonił. Położyła na nim czyste ubrania i zaczęła zdejmować te, które miała na sobie.

- Teraz się mnie wstydzisz? - zapytał pojawiając się po drugiej stronie testrala. Ona jednak nic nie odpowiedziała. To nie tak, że nie chciała. Po prostu nie mogła. Musiała skupić się całą sobą na swojej misji i na pewno nie była to ta, przydzielona przez jej ojca. - Nie masz zamiaru ze mną rozmawiać? - obserwował uważnie każdy jej ruch. W końcu założyła czyste ubrania, a poprzednie schowała do torby.
- Ruszajmy. - rzuciła tylko, zakładając sobie przez ramię swój bagaż. Rozejrzała się, ale nigdzie nie było ani kamienia ani kłody, dzięki którym mogłaby wsiąść. Musiała więc poradzić sobie sama. Szykowała się do podskoku, kiedy nagle poczuła jak jego dłonie zaciskają się mocno na jej talii.
- O co Ci chodzi mała Gryfonko? - szepnął jej tuż do ucha. - Zastanawiałem się nad tym całą noc. Każdy powód, dla którego ktoś inny przeszedłby na stronę Czarnego Pana nijak nie pasował do Ciebie. Musisz mieć coś naprawdę ważnego na sumieniu. - przerwał swój monolog. - Dlaczego tak bardzo starasz się coś przede mną ukryć?
- Mamy misję. Chcę ją już wykonać, więc gdybyś mógł.. - powiedziała cicho, a on trwał tak w miejscu.
 W pewnej chwili poczuła, że wdziera jej się do głowy. Z całych sił starała się go wyrzucić, ale był zbyt silny. Przeglądał jej wspomnienia od najświeższego. Ich wczorajsza kłótnia, jej płacz, podróż, spotkanie dla śmierciożerców, jej przybycie do Malfoy Manor, dwa dni w letniskowym domu, polana ze stadem testrali, ucieczka z Hogwartu.. Wspomnienie jej snu. Oglądał je uważnie, jednak było zniekształcone. Widział jak ogląda horkruksy, rozgląda się i robi parę kroków, a potem pojawiło się nowe z pobytu w skrzydle szpitalnym. Następnie wypadek w jego gabinecie i wcześniejsza rozmowa, w której wyjaśniła mu, że jest córką Czarnego Pana. Pożegnanie przyjaciół i wyznanie jej miłości przez Harry'ego. Widział też jak na pożegnanie całuje go w czoło przed wyjściem z Hogwartu, a potem.. znowu ten sen. Obejrzał go po raz kolejny i ten również był zniekształcony. Nie przeglądał dalej jej myśli tylko skupił się na tym jednym wspomnieniu. Czuł, że to jest odpowiedź na jego pytanie. Oglądał je i oglądał, a sen z każdym razem odkrywał przed nim coś więcej. Nagle poczuł, że Luna wyrzuca go ze swojego umysłu. Tym razem robiła to skuteczniej, bo już po chwili znowu stali w tym samym miejscu. No prawie. Luna klęczała na kolanach, oddychając płytko. Wiele ją kosztowało, żeby nie dopuścić go do tej jednej informacji, która zniszczyłaby wszystko. W końcu wstała na drżących nogach i wyciągnęła różdżkę w jego stronę.
- Odsuń się ode mnie. - wysyczała przez zęby, patrząc na niego ze złością w oczach. - Powiedziałam odsuń się! - krzyknęła, a on nie drgnął.
- Schowaj różdżkę, bo zrobisz sobie krzywdę.
- Po raz ostatni mówię grzecznie - odsuń się ode mnie. - warknęła, czując jak jej ciało drży. On jednak trwał w tym samym miejscu.  - Expelliarmus.. - wypowiedziała cicho, a on odleciał od niej uderzając plecami w drzewo.
- Pogięło cię? - skrzywił się, czując ból w plecach. Patrzyła na niego, cały czas celując w niego różdżką.
- Powiedziałam, żebyś się do mnie nie zbliżał. - powiedziała stanowczo, po czym z trudem wdrapała się na Neamisa, nie chowając różdżki. Obserwowała jak Snape zbiera się z ziemi i obrzuca ją wściekłym spojrzeniem. Mimo wszystko nie odezwał się do niej tylko ruszył przodem.

Podróż ciągnęła im się bardzo długo. Po jakichś dwóch godzinach Luna zeszła z Neamisa i ruszyła na piechotę. Od tamtego czasu minęło dziesięć godzin. Dochodziła piąta i miała już dość. Ledwo stawiała krok za krokiem. Ciągle czuła skutki próby wyrzucenia Severusa z umysłu. Nagle potknęła się o wystający korzeń i runęła jak długa na ziemię. Snape odwrócił się i westchnął, po czym podszedł do niej.
- Wstawaj. - złapał ją mocno w talii i postawił na nogach. Białowłosa spojrzała na niego krótko z wdzięcznością, po czym ruszyła dalej przed siebie. Chciała, ale nie potrafiła go nienawidzić. Przecież go kochała.
Ostatkami sił przeszła kolejne cztery godziny, potykając się zaledwie kilka razy. Co prawda był to wolny marsz, ale lepsze to niż nic. W końcu jednak znowu skończyła na ziemi, jednak tym razem nie miała siły wstać. Snape po raz kolejny ją podniósł, z tym że nie potrafiła ustać na nogach.
- Zróbmy postój. - powiedziała cicho, ledwo oddychając ze zmęczenia.
- Nie. Mamy kawał drogi do przebycia. - powiedział twardo, a on spróbowała wstać. Ustała na nogach, jednak kiedy zrobiła krok znowu przytuliła ziemię. Snape westchnął poirytowany, patrząc na nią. - Jesteś beznadziejna. - warknął, po czym wziął ją na barana. Złapał ją mocno za uda, żeby nie spadła i ruszył przed siebie. - Trzymaj się. Nie mam zamiaru po raz kolejny zbierać Cię z ziemi. - burknął, a ona oplotła rękoma jego szyję.
Mimo dodatkowego ciężaru szedł dość szybko. Niebo stało się ciemne, okryte gwiazdami i oświetlone księżycem. Białowłosa nie widziała nic co było przed nimi, ale Severus zdawał się doskonale wiedzieć dokąd zmierzają. W końcu jednak oczy jej się zamknęły i zasnęła.

Severus szedł przed siebie, unikając drzew, które nagle wyrastały w ciemności. Trzymał mocno gryfonkę, która zalegała na jego plecach i starał się nie myśleć o ogarniającym go zmęczeniu. W końcu jednak postanowił, że czas na postój. Delikatnie posadził dziewczynę pod drzewem i wyjął różdżkę. Po chwili pojawił się rozstawiony namiot, a w środku rozłożony śpiwór. Był zmęczony, ale przecież ktoś musiał stać na warcie. Wtedy przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Uniósł wysoko różdżkę i zaczął stawiać bariery ochronne. Jedną po drugiej. Zajęło mu to trochę czasu, ale kiedy skończył był pewien, że jest bezpiecznie. Podszedł do Luny i wziął ją na ręce, a ona mruknęła coś pod nosem.
- Jesteś kłopotliwa nawet jak śpisz.. - powiedział sam do siebie i wszedł do namiotu, kładąc ją na śpiworze. Przebrał się w spodnie dresowe i wyciągnął z jej torby dwa koce. Jednym z nich ją przykrył, a drugi wziął dla siebie. Nie miał ani ochoty ani siły, żeby rozstawiać drugi namiot, więc po prostu położył się obok.
Tuż przed snem jego myśli krążyły wokół pewnej białowłosej, która nawiasem mówiąc strasznie się rozwalała. Nie mógł przestać zastanawiać się co takiego było w tym śnie, że aż tak bardzo go odpychała. Przekręcił się na bok i spojrzał na jej spokojną twarz. Szkoda, że wyglądała tak tylko podczas snu. To niesamowite, że ktoś taki jak on zakochał się w swojej własnej uczennicy. W dodatku leżał obok niej i zastanawiał się czy nadal jej zależy? Czy przypadkiem nie ma planu, który w niebezpiecznie szybkim tempie realizuje? Przytłoczony swoimi myślami odwrócił się do niej plecami i zamknął oczy, czekając na sen.


Obudził się wcześnie rano. Niechętnie otworzył oczy i dostrzegł, że odległość między nimi zmniejszyła się znacznie. Właściwie to jej nie było. Leżał na lewym boku, trzymając w swoich ramionach białowłosą, leżącą tyłem do niego. Chciał się ruszyć, ale po chwili zrezygnował z tego doprawdy głupiego pomysłu. Przysunął ją bliżej siebie i zacieśnił uścisk, opierając brodę na jej głowie. Pociągnął koc i przykrył ją, po czym zamknął oczy i po raz kolejny zasnął.

Po około dwóch godzinach obudziła się Luna. Otworzyła niechętnie oczy, po czym zaraz je zamknęła, wtulając się bardziej w poduszkę. Wtedy dopiero dotarło do niej, że to wcale nie jest poduszka, a ramię Severusa. Odsunęła się jak oparzona, budząc go przy tym.
- Co Ty wyprawiasz? - burknął, niezadowolony tak nagłą pobudką.
- Co TY wyprawiasz.. - poprawiła go, otulając się kocem.
- Spałem.. do czasu. - spojrzał na nią niezadowolony.
- Słońce wzeszło. Powinniśmy już ruszać. - wstała i poprawiła swoje ubrania. Nagle poczuła jak łapie ją za rękę i ciągnie, przez co wylądowała ponownie obok niego.
- Nie ruszamy. Jesteśmy na miejscu. Gdybyś nie zasnęła to wiedziałabyś o tym. - objął ją i przysunął do siebie. - A teraz leż spokojnie. Próbuję spać.
- Severus.. - jęknęła zrezygnowana, a on przytulił ją jeszcze mocniej.
- Cicho bądź. - skarcił ją i zamknął oczy, po raz kolejny opierając brodę o jej głowę. Luna zrezygnowana przestała się bronić i pozwoliła mu na to.

9 komentarzy:

  1. Sev jest słodkiiiiii ♥! :D Pomimo planu Luny nadal się od niej nie odwrócił. Luna to dziewczyna testująca jego wytrzymałość i cierpliwość jak widzę. :D No, nic. Podoba mi się. A zwłaszcza końcówka~ ♥.

    Pozdrawia,
    Lisiasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Ci się podoba! Nie była pewna co do słodyczy Sevcia, ale jak widzę przyjęło się dobrze :3
      Haha dobrze widzisz!
      Ah, ogromnie rozpiera mnie duma, kiedy widzę, że Ci się podoba! Jak tylko dodaję rozdział to czekam na Twój komentarz jak na szpilkach!

      Usuń
    2. Jam jest krytyk nad krytyki, czyż nie? xD

      Usuń
    3. Dokładnie! Dlatego z wytęsknieniem czekam na pojawienie się Twej skromnej osoby w moich progach xD

      Usuń
    4. Tylko dlatego, że mam ku temu powód :3

      Usuń
  2. Fakt, zgadzam się, że Sevcio jest słodki i z całą żeńską solidarnością... Luna mnie wkurza niemiłosiernie xD Ach no ale co zrobisz? Kobiety takie są...
    Ogólnie rozdział świetny i uroczy, aż się uśmiechnęłam szeroko wyobrażając sobie jak ramię Sevcia niczym macka przyciąga ją w tą i z powrotem XD <3
    Lecę czytać kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Ci się podobał <3

    OdpowiedzUsuń