Zapraszam na 7 rozdział! Tym razem przechodzę już tak do mojego planu i mam nadzieję, że ten rozdział wywoła u was różne emocje. Głównie liczę na to, że się wam spodoba.. a jeszcze bardziej liczę na komentarze, w których chciałabym wiedzieć co o tym wszystkim sądzicie :3
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rano obudziły ją promienie słońca. Niechętnie otworzyła oczy i podniosła się do siadu, po czym ruszyła do łazienki. Czuła się okropnie. Kiedy stanęła przed umywalką i spojrzała w lustro poczuła się jeszcze gorzej.
Jej włosy przypominały gniazdo, jasna cera wydawała się być jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a podkrążone oczy wyglądały strasznie. Umyła sobie twarz i zęby, po czym przebrała się w czyste ubrania. Wróciła do pokoju i wzięła na ręce małego szczurka.
- Chciałbyś coś zjeść, prawda? - powiedziała tak słabo, że aż sama była zdziwiona. Wstała i wyszła na korytarz, udając się do kuchni. Kiedy wreszcie się tam znalazła otworzyła lodówkę i wyjęła warzywa. Pokroiła je drobno na talerzyk i wyszła, nalewając po drodze trochę wody do miseczki. Po chwili była już swoim pokoju. Postawiła na ziemi miseczkę oraz talerzyk i delikatnie postawiła szczurka przed nimi. Ten od razu zaczął jeść, popijając co jakiś czas wodę. Luna usiadła na łóżku i wpatrywała się na las za oknem. Na ten sam, z którego Voldemort wyszedł. Potrząsnęła przecząco głową.
- Oni wszyscy mówią, że to nic takiego. - mruknęła pod nosem. Może mają rację? Ale przecież nie wymyśliła sobie tego co czuła. Westchnęła i opadła plecami na kołdrę, owijając się w nią. Poczuła jak coś tupta obok niej i uśmiechnęła się słabo. - Chodź Dante. - wyciągnęła do niego rękę, a on wszedł po niej i usadowił się na jej szyi. Zamknęła oczy z nadzieją, że jeszcze zaśnie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rano obudziły ją promienie słońca. Niechętnie otworzyła oczy i podniosła się do siadu, po czym ruszyła do łazienki. Czuła się okropnie. Kiedy stanęła przed umywalką i spojrzała w lustro poczuła się jeszcze gorzej.
Jej włosy przypominały gniazdo, jasna cera wydawała się być jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a podkrążone oczy wyglądały strasznie. Umyła sobie twarz i zęby, po czym przebrała się w czyste ubrania. Wróciła do pokoju i wzięła na ręce małego szczurka.
- Chciałbyś coś zjeść, prawda? - powiedziała tak słabo, że aż sama była zdziwiona. Wstała i wyszła na korytarz, udając się do kuchni. Kiedy wreszcie się tam znalazła otworzyła lodówkę i wyjęła warzywa. Pokroiła je drobno na talerzyk i wyszła, nalewając po drodze trochę wody do miseczki. Po chwili była już swoim pokoju. Postawiła na ziemi miseczkę oraz talerzyk i delikatnie postawiła szczurka przed nimi. Ten od razu zaczął jeść, popijając co jakiś czas wodę. Luna usiadła na łóżku i wpatrywała się na las za oknem. Na ten sam, z którego Voldemort wyszedł. Potrząsnęła przecząco głową.
- Oni wszyscy mówią, że to nic takiego. - mruknęła pod nosem. Może mają rację? Ale przecież nie wymyśliła sobie tego co czuła. Westchnęła i opadła plecami na kołdrę, owijając się w nią. Poczuła jak coś tupta obok niej i uśmiechnęła się słabo. - Chodź Dante. - wyciągnęła do niego rękę, a on wszedł po niej i usadowił się na jej szyi. Zamknęła oczy z nadzieją, że jeszcze zaśnie.
Podniosła się szybko do siadu, kiedy usłyszała czyjeś kroki w swoim pokoju. Spojrzała w stronę drzwi i napotkała McGonagall.
- Przyszłam Cię obudzić na śniadanie. - wyjaśniła.
- Nie jestem głodna.. - z powrotem opadła na łóżko.
- Na pewno?
- Tak, dziękuje. - wtuliła twarz w poduszkę, a jej nauczycielka wyszła. Luna wiedziała, że już nie zaśnie, więc wstała i sięgnęła po jedną z książek, którą po chwili zaczęła czytać. Spędziła w pokoju czas, aż do wieczora.
Minęło kilka dni, a ona praktycznie cały swój czas spędzała w jednym pomieszczeniu. Pomijając dwa śniadania praktycznie nic nie jadła. Nie chciała, nie potrafiła przełknąć ani kęsa. Wieczorem pojawił się Snape. McGonagall opowiedziała mu co działo się przez ostatnie dni i o tym, że nic nie je. Poprosiła go także, aby spróbował z nią porozmawiać, a on zgodził się i wręcz szedł właśnie do jej pokoju. Tak jak poprzednim razem - nie myślał o pukaniu i po prostu wszedł. Zauważył, że Luna leży na łóżku, więc podszedł do niej, przyglądając się jej. Spała jak kamień. Zmartwił go tylko jej stan. Widać było, że kiepsko się czuję. Była blada i miała podkrążone oczy, a jej ciało było zimne, kiedy przejechał ręką po jej ramieniu. Usiadł na skraju łóżka, a ona drgnęła i powoli podniosła powieki.
- Severus.. - szepnęła i wtuliła się w niego.
- Wróciłem. - objął ją ramionami. - Czemu nic nie jesz? - spojrzał na nią. - Wyglądasz tak ponętnie jak Longbottom. - uśmiechnął się wrednie, patrząc w jej zielone oczy, które jakby przygasły.
- Nie mogę.. - wtuliła się w niego mocniej. - Kiedy tylko próbuję coś zjeść to wszystko potem wraca i ląduje w kiblu.
- Może jesteś chora? - zapytał, a ona kiwnęła przecząco głową.
- To ze strachu. - przymknęła oczy, ciesząc się jego obecnością.
- Zostawię Ci eliksir.. ewentualnie dwa. Pomogą Ci.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się smutno. - Kocham Cię, Sev.. - mruknęła, nie oczekując odpowiedzi. Snape milczał, ale po chwili oparł brodę na jej głowie i odpowiedział.
- Ja też Cię kocham, Luna.
- Naprawdę? - uniosła głowę, patrząc na niego. - Czy mówisz tak, bo tak trzeba?
- Mówię tak.. bo tak czuję. - pierwszy raz nie dostrzegła w jego oczach cienia wątpliwości i uśmiechnęła się mimowolnie. Kochał ją, a przecież tylko tego pragnęła najbardziej. Siedzieli razem mniej więcej 2-3 godziny, a potem Severus musiał iść - Czarny Pan go wzywał. Luna umyła się, przebrała w czarne krótkie spodenki i szarą bluzkę na ramiączkach, po czym poszła spać. Jednak tym razem sen nadszedł bardzo szybko, wręcz za szybko.
Czarną pustkę w jej głowie rozdarł obraz polany. Niebo pociemniało, a słońce schowało się za chmurami. Stała pośrodku, a dookoła niej zgromadziły się oślepiające poświaty, które po chwili przybrały postać ludzi. Wszyscy razem unieśli dłonie, wskazując las. Patrzyła uporczywie w tamtym kierunku. Wiedziała co się zaraz wydarzy. Czekała dłuższą chwilę, a on wyszedł i kierował się w jej stronę. Niepokój, który czuła poprzednim razem nasilił się. Zaczęła się powoli cofać, ale był coraz bliżej i bliżej z każdym krokiem przypominając obecnego siebie, a nie ucznia sprzed lat. Patrzył wprost na nią, a wredny uśmiech wkradł się na jego usta. Zatrzymał się kilka centymetrów od jej twarzy i dosłownie stanął w płomieniach. Luna pisnęła ze strachu i odruchowo chciała się odsunąć, ale zamiast tego wywaliła się. Voldemort podał jej dłoń. Patrzyła na niego jak na najgorsze zło i nie chciała, zapierała się całą sobą, by nie podać mu dłoni, ale jej ciało samo się ruszyło i jej dłoń spoczywała teraz w jego. Poczuła jak płomienie przechodzą na jej ciało, czuła ogromny ból i pustkę, ale po chwili stała na nogach. Czarny Pan puścił jej rękę, a płomienie ustąpiły.
- Przyszedłem po Ciebie. - powiedział stanowczo.
- Dlaczego..? - szepnęła. - Dlaczego po mnie? - jej serce waliło jak młot i miała wrażenie, że za chwilę wyskoczy. Voldemort zaśmiał się złowieszczo i przeszywająco, aż przeszły ją ciarki. Po chwili jednak jego wzrok wrócił na nią, a wredny uśmiech nie schodził mu z ust.
- Ponieważ jesteś.. - przerwał na chwilę, jakby się rozmyślił. Zupełnie tak, jakby chciał powiedzieć coś innego niż powiedział.. - .. bardzo cenna.
- Cenna.. - powtórzyła jak echo. - Nie ma we mnie nic cennego.. - spojrzała na niego, a jej ciało zaczęło drżeć. Niepokój i strach nasilały się.
- Gdyby nie było w Tobie nic cennego to nie stałbym tu teraz. - zaśmiał się. - A teraz przygotuj się. - rozłożył ręce, a dookoła nich pojawili się śmierciożercy. Było ich tak wielu..
- Na co? - odsunęła się.
- Zabieram Cię stąd! - zaczął się głośno śmiać, a ona otworzyła oczy.
Coś było nie tak. Obudziła się, a mimo to nadal słyszała jego śmiech. Wstała bardzo szybko i wyjrzała przez okno. Nie. To niemożliwe.. To przecież nie mogło się dziać naprawdę! Wybiegła szybko z pokoju, krzycząc.
- On tu jest! On TU jest! - wpadła do kuchni zastając profesor McGonagall i Moody'ego.
- O czym Ty mówisz? - nauczycielka spojrzała na nią zaniepokojona.
- Nie słyszycie? Naprawdę nic nie zauważyliście?! - jej oddech przyśpieszył, a ciało drżało. - On tu jest! Voldemort przyszedł po mnie! - od razu się podnieśli i ruszyli do okna. Miała rację. Voldemort tu był.
- Jest ich zbyt wielu! - Alastor podniósł głos i ruszył do kuchni. - Wy się deportujecie do Hogwartu, a ja ich zatrzymam. Ruchy! Minerwo Ty pierwsza!
- Najpierw Moore to moja uczenn.. - nagle przerwał jej Moody.
- Musisz zablokować przejście! - wydarł się na nią, a ona tylko skinęła głową i weszła do kominka. W tym samym momencie śmierciożercy przedarli się do domu. Luna patrzyła jak jej nauczycielka znika w zielonych płomieniach. Moody próbował odeprzeć ataki, ale było ich zbyt wielu. Luna próbowała przedostać się do kominka, ale zastawili jej przejście. Wyciągnęła różdżkę i broniła się, słysząc śmiechy. Nagle zamarła słysząc zaklęcie niewybaczalne. Odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła jak auror, który miał ją chronić pada na ziemię martwy.
- Dosyć! - wydarł się bardzo głośno. Znała ten głos. To on. Wszyscy śmierciożercy zrobili mu przejście do niej. Zbliżał się do niej. Uniosła różdżkę, a ręka drżała jej nieubłaganie. Bała się ruszyć. Bała się zrobić cokolwiek. Dlaczego jej nie słuchali kiedy mówiła, że on ją znajdzie? Że przyjdzie, a teraz? Była całkiem sama, czując na sobie wzrok osoby, której bał się każdy. Po policzkach spłynęły je łzy, które od dłuższego czasu cisnęły się jej do oczu. - Już dobrze. - podszedł bardzo blisko, dłonią opuszczając jej różdżkę. Dlaczego właśnie ona? Tylko to chodziło jej po głowie. - Przyszedłem po Ciebie. - uśmiechnął się, a ona straciła przytomność.
~ 6 dni później ~
Siedziała na polanie. Tak, dokładnie na tej samej polanie. Teraz wydawała jej się tak cicha i spokojna. Patrzyła w niebo i uśmiechała się. Śnił jej się bardzo zły sen. Z tego cudownego lasu wyszedł Czarny Pan i przyszedł po nią. Zabił Moody'ego i uwięził ją i... Zaraz..
Otworzyła nagle oczy, podnosząc się do siadu. Rozejrzała się i nie wierzyła. To wszystko się wydarzyło - to nie był sen! Patrzyła dookoła z przerażeniem. Była w jakimś małym, szarym pokoju i siedziała na łóżku. Na wprost były drzwi, po lewej krzesło, a po prawej szafka nocna z... Tak! Z jej różdżką! Wstała szybko i chwyciła ją mocno. Przez chwilę poczuła się bezpieczniej, ale nie na długo. Podbiegła do okna i wyjrzała przez nie. Nie było tak wysoko. Mogłaby z łatwością się stąd wydostać, gdyby nie ta szyba odporna na magię.. i kraty. Wróciła zrezygnowana na łóżko. Bała się i to jak bardzo.. skuliła się w kącie, przykrywając kocem. Po jej policzku spłynęła łza. Chciała wrócić do Hogwartu i zobaczyć Severusa. Jak bardzo chciałaby teraz znaleźć się w jego ramionach, w których czuła się bezpiecznie. Ile by dała, żeby nawet zobaczyć Dumbledore'a, który tak bardzo ją denerwował. Chciała być gdziekolwiek byle nie tutaj. Jej myśli pochłonęły ją doszczętnie tak bardzo, że w końcu zasnęła.
Obudził ją dopiero hałas otwieranych, ciężkich drzwi. Otworzyła oczy i skuliła się jeszcze bardziej, widząc w nich Voldemorta.
- No proszę. - usiadł na krześle. - Już myślałem, że się nie obudzisz. - Luna nic nie powiedziała. Za bardzo się bała. - Nie musisz tak mocno zaciskać dłoni na różdżce. Nic Ci nie zrobię. - położył ręce na nogach, tak aby były na widoku.
- S-skąd wiesz..? - powiedziała cicho.
- Skąd wiem, że masz różdżkę? - zapytał, a ona tylko kiwnęła głową. Voldemort oparł się plecami o oparcie i zaśmiał się. - Sam Ci ją zostawiłem.
- Czemu?
- Chciałem, żebyś czuła się bezpieczniej i mi zaufała. Nie zrobię Ci krzywdy.
- Dlaczego...? - spojrzała na niego niepewnie. - Po co to wszystko?
- Widzisz.. jesteś dla mnie bardzo cenna. - powiedział spokojnie. - W różnym tego słowa znaczeniu.
- Czemu jestem taka ważna? - zapytała już trochę odważniej.
- O tym chciałem z Tobą porozmawiać, bo widzisz.. - przerwał na chwilę i spojrzał na nią poważnie. Luna czuła niepokój i strach, ale co można czuć innego będąc przed obliczem Czarnego Pana? - .. jesteś moją córką.
- C-co? - zamarła, słysząc to. Jest jego córką? Córką Voldemorta? To nie mogło dziać się naprawdę. To niemożliwe. Prawda...?
Minęło kilka dni, a ona praktycznie cały swój czas spędzała w jednym pomieszczeniu. Pomijając dwa śniadania praktycznie nic nie jadła. Nie chciała, nie potrafiła przełknąć ani kęsa. Wieczorem pojawił się Snape. McGonagall opowiedziała mu co działo się przez ostatnie dni i o tym, że nic nie je. Poprosiła go także, aby spróbował z nią porozmawiać, a on zgodził się i wręcz szedł właśnie do jej pokoju. Tak jak poprzednim razem - nie myślał o pukaniu i po prostu wszedł. Zauważył, że Luna leży na łóżku, więc podszedł do niej, przyglądając się jej. Spała jak kamień. Zmartwił go tylko jej stan. Widać było, że kiepsko się czuję. Była blada i miała podkrążone oczy, a jej ciało było zimne, kiedy przejechał ręką po jej ramieniu. Usiadł na skraju łóżka, a ona drgnęła i powoli podniosła powieki.
- Severus.. - szepnęła i wtuliła się w niego.
- Wróciłem. - objął ją ramionami. - Czemu nic nie jesz? - spojrzał na nią. - Wyglądasz tak ponętnie jak Longbottom. - uśmiechnął się wrednie, patrząc w jej zielone oczy, które jakby przygasły.
- Nie mogę.. - wtuliła się w niego mocniej. - Kiedy tylko próbuję coś zjeść to wszystko potem wraca i ląduje w kiblu.
- Może jesteś chora? - zapytał, a ona kiwnęła przecząco głową.
- To ze strachu. - przymknęła oczy, ciesząc się jego obecnością.
- Zostawię Ci eliksir.. ewentualnie dwa. Pomogą Ci.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się smutno. - Kocham Cię, Sev.. - mruknęła, nie oczekując odpowiedzi. Snape milczał, ale po chwili oparł brodę na jej głowie i odpowiedział.
- Ja też Cię kocham, Luna.
- Naprawdę? - uniosła głowę, patrząc na niego. - Czy mówisz tak, bo tak trzeba?
- Mówię tak.. bo tak czuję. - pierwszy raz nie dostrzegła w jego oczach cienia wątpliwości i uśmiechnęła się mimowolnie. Kochał ją, a przecież tylko tego pragnęła najbardziej. Siedzieli razem mniej więcej 2-3 godziny, a potem Severus musiał iść - Czarny Pan go wzywał. Luna umyła się, przebrała w czarne krótkie spodenki i szarą bluzkę na ramiączkach, po czym poszła spać. Jednak tym razem sen nadszedł bardzo szybko, wręcz za szybko.
Czarną pustkę w jej głowie rozdarł obraz polany. Niebo pociemniało, a słońce schowało się za chmurami. Stała pośrodku, a dookoła niej zgromadziły się oślepiające poświaty, które po chwili przybrały postać ludzi. Wszyscy razem unieśli dłonie, wskazując las. Patrzyła uporczywie w tamtym kierunku. Wiedziała co się zaraz wydarzy. Czekała dłuższą chwilę, a on wyszedł i kierował się w jej stronę. Niepokój, który czuła poprzednim razem nasilił się. Zaczęła się powoli cofać, ale był coraz bliżej i bliżej z każdym krokiem przypominając obecnego siebie, a nie ucznia sprzed lat. Patrzył wprost na nią, a wredny uśmiech wkradł się na jego usta. Zatrzymał się kilka centymetrów od jej twarzy i dosłownie stanął w płomieniach. Luna pisnęła ze strachu i odruchowo chciała się odsunąć, ale zamiast tego wywaliła się. Voldemort podał jej dłoń. Patrzyła na niego jak na najgorsze zło i nie chciała, zapierała się całą sobą, by nie podać mu dłoni, ale jej ciało samo się ruszyło i jej dłoń spoczywała teraz w jego. Poczuła jak płomienie przechodzą na jej ciało, czuła ogromny ból i pustkę, ale po chwili stała na nogach. Czarny Pan puścił jej rękę, a płomienie ustąpiły.
- Przyszedłem po Ciebie. - powiedział stanowczo.
- Dlaczego..? - szepnęła. - Dlaczego po mnie? - jej serce waliło jak młot i miała wrażenie, że za chwilę wyskoczy. Voldemort zaśmiał się złowieszczo i przeszywająco, aż przeszły ją ciarki. Po chwili jednak jego wzrok wrócił na nią, a wredny uśmiech nie schodził mu z ust.
- Ponieważ jesteś.. - przerwał na chwilę, jakby się rozmyślił. Zupełnie tak, jakby chciał powiedzieć coś innego niż powiedział.. - .. bardzo cenna.
- Cenna.. - powtórzyła jak echo. - Nie ma we mnie nic cennego.. - spojrzała na niego, a jej ciało zaczęło drżeć. Niepokój i strach nasilały się.
- Gdyby nie było w Tobie nic cennego to nie stałbym tu teraz. - zaśmiał się. - A teraz przygotuj się. - rozłożył ręce, a dookoła nich pojawili się śmierciożercy. Było ich tak wielu..
- Na co? - odsunęła się.
- Zabieram Cię stąd! - zaczął się głośno śmiać, a ona otworzyła oczy.
Coś było nie tak. Obudziła się, a mimo to nadal słyszała jego śmiech. Wstała bardzo szybko i wyjrzała przez okno. Nie. To niemożliwe.. To przecież nie mogło się dziać naprawdę! Wybiegła szybko z pokoju, krzycząc.
- On tu jest! On TU jest! - wpadła do kuchni zastając profesor McGonagall i Moody'ego.
- O czym Ty mówisz? - nauczycielka spojrzała na nią zaniepokojona.
- Nie słyszycie? Naprawdę nic nie zauważyliście?! - jej oddech przyśpieszył, a ciało drżało. - On tu jest! Voldemort przyszedł po mnie! - od razu się podnieśli i ruszyli do okna. Miała rację. Voldemort tu był.
- Jest ich zbyt wielu! - Alastor podniósł głos i ruszył do kuchni. - Wy się deportujecie do Hogwartu, a ja ich zatrzymam. Ruchy! Minerwo Ty pierwsza!
- Najpierw Moore to moja uczenn.. - nagle przerwał jej Moody.
- Musisz zablokować przejście! - wydarł się na nią, a ona tylko skinęła głową i weszła do kominka. W tym samym momencie śmierciożercy przedarli się do domu. Luna patrzyła jak jej nauczycielka znika w zielonych płomieniach. Moody próbował odeprzeć ataki, ale było ich zbyt wielu. Luna próbowała przedostać się do kominka, ale zastawili jej przejście. Wyciągnęła różdżkę i broniła się, słysząc śmiechy. Nagle zamarła słysząc zaklęcie niewybaczalne. Odwróciła się w tamtą stronę i dostrzegła jak auror, który miał ją chronić pada na ziemię martwy.
- Dosyć! - wydarł się bardzo głośno. Znała ten głos. To on. Wszyscy śmierciożercy zrobili mu przejście do niej. Zbliżał się do niej. Uniosła różdżkę, a ręka drżała jej nieubłaganie. Bała się ruszyć. Bała się zrobić cokolwiek. Dlaczego jej nie słuchali kiedy mówiła, że on ją znajdzie? Że przyjdzie, a teraz? Była całkiem sama, czując na sobie wzrok osoby, której bał się każdy. Po policzkach spłynęły je łzy, które od dłuższego czasu cisnęły się jej do oczu. - Już dobrze. - podszedł bardzo blisko, dłonią opuszczając jej różdżkę. Dlaczego właśnie ona? Tylko to chodziło jej po głowie. - Przyszedłem po Ciebie. - uśmiechnął się, a ona straciła przytomność.
~ 6 dni później ~
Siedziała na polanie. Tak, dokładnie na tej samej polanie. Teraz wydawała jej się tak cicha i spokojna. Patrzyła w niebo i uśmiechała się. Śnił jej się bardzo zły sen. Z tego cudownego lasu wyszedł Czarny Pan i przyszedł po nią. Zabił Moody'ego i uwięził ją i... Zaraz..
Otworzyła nagle oczy, podnosząc się do siadu. Rozejrzała się i nie wierzyła. To wszystko się wydarzyło - to nie był sen! Patrzyła dookoła z przerażeniem. Była w jakimś małym, szarym pokoju i siedziała na łóżku. Na wprost były drzwi, po lewej krzesło, a po prawej szafka nocna z... Tak! Z jej różdżką! Wstała szybko i chwyciła ją mocno. Przez chwilę poczuła się bezpieczniej, ale nie na długo. Podbiegła do okna i wyjrzała przez nie. Nie było tak wysoko. Mogłaby z łatwością się stąd wydostać, gdyby nie ta szyba odporna na magię.. i kraty. Wróciła zrezygnowana na łóżko. Bała się i to jak bardzo.. skuliła się w kącie, przykrywając kocem. Po jej policzku spłynęła łza. Chciała wrócić do Hogwartu i zobaczyć Severusa. Jak bardzo chciałaby teraz znaleźć się w jego ramionach, w których czuła się bezpiecznie. Ile by dała, żeby nawet zobaczyć Dumbledore'a, który tak bardzo ją denerwował. Chciała być gdziekolwiek byle nie tutaj. Jej myśli pochłonęły ją doszczętnie tak bardzo, że w końcu zasnęła.
Obudził ją dopiero hałas otwieranych, ciężkich drzwi. Otworzyła oczy i skuliła się jeszcze bardziej, widząc w nich Voldemorta.
- No proszę. - usiadł na krześle. - Już myślałem, że się nie obudzisz. - Luna nic nie powiedziała. Za bardzo się bała. - Nie musisz tak mocno zaciskać dłoni na różdżce. Nic Ci nie zrobię. - położył ręce na nogach, tak aby były na widoku.
- S-skąd wiesz..? - powiedziała cicho.
- Skąd wiem, że masz różdżkę? - zapytał, a ona tylko kiwnęła głową. Voldemort oparł się plecami o oparcie i zaśmiał się. - Sam Ci ją zostawiłem.
- Czemu?
- Chciałem, żebyś czuła się bezpieczniej i mi zaufała. Nie zrobię Ci krzywdy.
- Dlaczego...? - spojrzała na niego niepewnie. - Po co to wszystko?
- Widzisz.. jesteś dla mnie bardzo cenna. - powiedział spokojnie. - W różnym tego słowa znaczeniu.
- Czemu jestem taka ważna? - zapytała już trochę odważniej.
- O tym chciałem z Tobą porozmawiać, bo widzisz.. - przerwał na chwilę i spojrzał na nią poważnie. Luna czuła niepokój i strach, ale co można czuć innego będąc przed obliczem Czarnego Pana? - .. jesteś moją córką.
- C-co? - zamarła, słysząc to. Jest jego córką? Córką Voldemorta? To nie mogło dziać się naprawdę. To niemożliwe. Prawda...?
Wow. Jestem w szoku. Rozdział jak wcześniej wspomniałaś wywołał u mnie różne emocje. Teraz to takie ,,Luna Riddle". O co tu kaman? Wtf. Czekam niecierpliwie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cię,
C.S Fox Potterhead.
Mam nadzieję, że mimo szoku podobał Ci się :3
UsuńHaha podpisuję się pod komentarzem FP! :D Nie powiem - nieźle tutaj zaskoczyłaś, nawet mi do głowy nie przyszło, że mogło chodzić o bycie córką Voldemorta!
OdpowiedzUsuńJestem mega ciekawa jak pociągniesz to dalej.. i co na to wszystko Sev! Świetny rozdział, czekam na więcej!
Pozdrawiam i przesyłam wenę! <3
Wpadłam na ten pomysł na jednej z lekcji i szczerze, że przemyślałam tego jak to potem pociągnę XD. Ten pomysł jednak tak strasznie mi się spodobał, że po prostu musiałam go wprowadzić w życie! Ale spokojnie. Ja nic nie wymyślę? No ja nie dam rady? :3
OdpowiedzUsuńDziękuję za wenę!
No ja nie wątpię, że wpadniesz na coś świetnego! Ty się szkołą zajmuj, a nie jakieś pierdoły w głowie, pffffff!
UsuńPierdoły? Pff, poczułam się urażona XD.
UsuńCzy ja wiem czy na coś świetnego.. na coś na pewno, ale co do tej świetności to nie ukrywam sceptycznego podejścia XD