Oto kolejny rozdział. Jest tutaj trochę więcej Severusa i Luny. Trochę się pozmieniało i zmieniać będzie również w następnych rozdziałach. Ale już dość marudzenia. Zapraszam miśki! :3
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Severus szybkim krokiem zbliżał się do wejścia. Jednym machnięciem różdżki otworzył drzwi i wparował do środka, po czym znajomą (aż za bardzo) drogą dotarł na miejsce i ukłonił się nisko przez Czarnym Panem.
- Severusie, usiądź pośród swych braci. - odezwał się, a Snape usiadł po jego lewej stronie. - Wezwałem was tutaj, żeby przedstawić nowego członka. - uśmiechnął się wrednie i spojrzał przed siebie, gdzie po chwili pojawiła się zakapturzona postać. - To jest moja córka, Luna.
Po tych słowach kaptur opadł, a oczy Severusa minimalnie rozszerzyły się, kiedy patrzył na nią nie wierząc w to co widzi.
Wzięła wdech i przypomniała sobie lekcje, których udzielał jej Severus.
Zamknęła oczy, włożyła kaptur i opanowała emocje, uciszyła myśli i zrzuciła je na samo
dno. Jest gotowa. W samą porę, bo po chwili rozległo się pukanie. Wstała i otworzyła drzwi, w których stał śmierciożerca. Luna doskonale wiedziała po co przyszedł, więc nie musiał nic mówić. Wyszła z pokoju i ruszyła za nim korytarzem. Minęła krótka chwila i stanęła przed długim stołem, przy którym siedzieli wszyscy zwolennicy Voldemorta.
- To jest moja córka, Luna - odezwał, wlepiając w nią wzrok. Kątem oka dostrzegła, że Severus drgnął, jednak tylko ona była w stanie to dostrzec. Sięgnęła dłońmi do kaptura, po czym zdjęła go z głowy, uśmiechając się przy tym. Usiadła na przeciwko swojego ojca, na drugim końcu stołu. Wszyscy wlepiali w nią wzrok, nie dowierzając. Czarny Pan ma córkę? Coś niesamowitego, prawda? Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała na każdego z osobna. Niektórzy odwrócili wzrok, a inni wręcz przeciwnie - uporczywie się w nią wpatrywali, jakby spodziewali się fajerwerków. Jej wzrok przebiegł w końcu na Severusa, ale nie zawahała się. Nie zatrzymała na nim dłużej wzroku niż na innych. Musiała przecież dać z siebie wszystko, prawda?
Reszta spotkania przebiegła bardzo szybko. Głównie słuchała co jej ojciec ma do powiedzenia. Mówił głównie o osobach, które chce przeciągnąć na swoją stronę i wyznaczał osoby, które je przekonają. Mimo wszystko pech jej nie opuścił tak, jak jej przemiły charakter. Voldemort przydzielił ją do Snape'a i kazał za wszelką cenę przekonać jednego z dawnych przyjaciół. Prawie nie mogła uwierzyć w to, że to właśnie z NIM ma iść na pierwszą misję od Czarnego Pana. Ale przecież da radę. Musi.
W końcu wróciła do pokoju i wyjęła z torebki wszystkie swoje bagaże, po czym powiększyła je. Otworzyła walizkę, wyciągnęła parę ubrań i najpotrzebniejszych rzeczy, po czym wrzuciła je do torebki. Stanęła na środku pokoju i rozejrzała się, upewniając czy zabrała wszystko co będzie jej potrzebne. W końcu ruszyła do łazienki, by się odświeżyć. Rozczesała włosy i związała je w warkocz, po czym usiadła na łóżku. Minęła zaledwie chwila, a do pokoju wparował Snape.
- Ruszamy. - odezwał się chłodno, a ona wstała i przerzuciła sobie torbę przez ramię. Włożyła jeszcze tylko czarną pelerynę i wyszła za nim. Po paru minutach byli już na zewnątrz. - Lecimy na miotłach.
- Dlaczego się nie deportujemy? - spojrzała na niego.
- Nic by to nie dało. Musimy dotrzeć do miejsca, w którym jest bardzo dużo barier. Co najwyżej deportujemy się o 1/9 drogi. - burknął i przywołał swoją miotłę.
- Nie polecę na miotle.
- To masz problem. - syknął, a ona odwróciła się w stronę Malfoy Manor. Rozejrzała się dookoła, ale nikt specjalnie nie zwracał na nich uwagi, więc wzięła wdech i zagwizdała. - Musimy ruszać.
- Poczekaj chwilę. - burknęła, a po chwili zobaczyła jak testral galopuje w jej stronę i zatrzymuję się gwałtownie przed nią. - Neamis. - uśmiechnęła się.
- Co to jest? - warknął, patrząc na nią.
- Testral, profesorze. - obrzuciła go szybkim spojrzeniem, po czym stanęła na jednym z posągów i wskoczyła na grzbiet konia. - Możemy ruszać. - mruknęła, po czym złapała jego grzywę. Testral rozpędził się i po chwili szybował po niebie. Minęła krótka chwila i pojawił się w górze również Nietoperz. Ruchem dłoni nakazał jej, żeby podążała za nim.
Lecieli tak już pół dnia. Luna leżała na grzbiecie Neamis'a z zamkniętymi oczami i czuła jak powoli odpływa. W końcu jednak lecący przodem Snape wyrównał z nią, nadal milcząc. Tak zleciała im cała podróż.
- Ląduj. - powiedział do testrala i sam zaczął zniżać lot. Ominął parę drzew i wylądował na leśnej ścieżce, a w ślad za nim poszedł Neamis lądując bardzo delikatnie. Luna mruknęła i przetarła oczy, otwierając je po chwili.
- Jesteśmy na miejscu?
- Prawie. Zwracamy na siebie za dużą uwagę w powietrzu. Dalej idziemy pieszo. - powiedział, a jego ton był chłodny. Luna przełożyła nogę przez grzbiet i zeskoczyła na ziemię. - Pośpiesz się. - ruszył przodem, nie zwracając na nią uwagi. Luna podbiegła i dalej musiała się sporo namęczyć, żeby nie stracić go z oczu.
Minęło parę godzin, niebo zrobiło się ciemne, a ona miała już dość. Dorównywanie mu kroku przez parę godzin, prawie biegnąc było trochę męczące. W końcu jednak się zatrzymał.
- Zostajemy tu na noc. - wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem rozłożył namiot. - Bierzesz pierwszą wartę. Tylko nie zaśnij. - zgromił ją wściekłym spojrzeniem i zniknął w środku.
Luna usiadła pod drzewem, żeby odetchnąć, a testral ułożył się obok, kładąc łeb na jej nogach.
- Ty też jesteś zmęczony, co? - uśmiechnęła się i zaczęła go głaskać wierzchem dłoni. Po chwili wyciągnęła różdżkę i wyczarowała wodę oraz mięso dla niego. Szybko wstał i podszedł do wiadra, po czym zaczął pić i jeść.
Siedziała tak już parę godzin. W końcu zamknęła zmęczone oczy, ale pilnując się, aby nie zasnąć. Nagle usłyszała szelest i otworzyła je minimalnie, zauważając wychodzącego z namiotu Severusa. Nie miała ochoty na rozmowę, więc zmrużyła oczy, jednak nadal go obserwując. Widziała jak podchodzi do testrala, który właśnie pił. Wyciągnął dłoń, żeby go pogłaskać, a ona zerwała się jak oparzona.
- Nie rób tego! - krzyknęła, ale zareagowała zbyt późno. Koń stanął na tylnych nogach machając skrzydłami, po czym z dużą siłą ugryzł go, lądując z powrotem wszystkimi kończynami na ziemi. Snape wydał z siebie zduszony jęk bólu i złapał się za rękę. Białowłosa podeszła do testrala i spokojnie przejechała wierzchem dłoni po jego łbie. - Już dobrze Neamis. Nic się nie dzieje. - dodała spokojnie, po czym odwróciła się do swojego towarzysza. - Pokaż. - wydała mu polecenie, wyciągając różdżkę. On jednak spojrzał na nią, jakby właśnie powiedziała kiepski żart. - Powiedziałam, żebyś pokazał. - warknęła podirytowana i sięgnęła po jego rękę. Podwinęła mu rękach i zaczęła cicho mamrotać zaklęcie. Rana powoli zaczęła się zasklepiać, ale była pewna, że zostanie po tym ślad.
- Idiotka. - burknął. - Poradziłbym sobie sam.
- Właśnie widzę. - schowała różdżkę i odwróciła się do testrala, który podszedł do niej. Wtulił łeb w jej szyję, a ona pogłaskała go. - Nigdy nie podchodź do niego z otwartą dłonią. - odezwała się po chwili, a Snape spojrzał na nią lekko zdziwiony. - Boi się ludzkiego dotyku, dlatego jeśli chcesz go pogłaskać to tylko wierzchem dłoni. - odwróciła się i spojrzała na niego.
- Jesteś beznadziejna. - warknął na nią. - Po co dołączyłaś do Czarnego Pana? Po co to wszystko? - podszedł do niej, widocznie zły. Tego właśnie nie chciała. Rozmowa zboczyła na temat, który był dla niej niewygodny i nie zamierzała mu się z niczego spowiadać.
- To nie jest Twoja sprawa.
- Czyżby? - ujął jej podbródek w dłoń. - Wydaję mi się, że jestem pierwszą osobą, której powinnaś powiedzieć co strzeliło Ci do głowy! Nie jesteś taka, jaką chcesz żeby Cię widzieli. Zachowujesz się jak idiotka i jesteś nią, jeśli uważasz że dasz radę mnie oszukać. - w jego głosie była tona jadu albo nawet dwie. Luna drgnęła, ale szybkim ruchem ręki odtrąciła jego dłoń. Wyminęła go i ruszyła w stronę namiotu, po chwili wchodząc do niego.
- Teraz Twoja kolej. - rzuciła i zaszyła się w środku. Severus jednak nie miał zamiaru tak tego zostawić. Wszedł do namiotu, chwycił ją mocno za rękę i wywlókł na zewnątrz.
- Musimy sobie porozmawiać. - spojrzał na nią twardo.
- Puść mnie. - syknęła. - Nie mam ochoty na rozmowy z Tobą.
- Jeszcze parę dni temu zrobiłabyś wszystko, żeby spędzić ze mną chwilę czasu, a teraz mnie nienawidzisz? Coś kiepsko przygotowałaś sobie alibi.
- Nic nie rozumiesz i nie zamierzam Ci tego tłumaczyć. Trzymaj się swojej roli szpiega, a ode mnie się odwal. - szarpnęła ręką, ale on jej nie puścił.
- Nie mogę. Ubzdurałaś sobie coś głupiego i nie mam zamiaru Ci na to pozwolić.
- Nie pytałam Cię o pozwolenie, jeśli zdążyłeś zauważyć.
- Ja nie, ale Pomfrey tak, kiedy przyszła do skrzydła, a Ciebie o dziwo tam nie było.
- Są wakacje. Nie mam obowiązku siedzenia w szkole.
- Dlatego postanowiłaś wybrać się na wycieczkę do tatusia? - warknął, a ona coraz bardziej się irytowała. - Chyba, że zapomniałaś o tym, że Twoi rodzice, PRAWDZIWI rodzice nie żyją? - warknął, nie mogąc opanować złości jaką czuł wobec niej. Mimo wszystko tym ostatnim zdaniem przesadził. Luna odwróciła od niego wzrok, rozważają swoją chęć mordu, ale ostatecznie uniosła drugą dłoń i uderzyła go z całej siły w twarz.
- Odwal się od moich rodziców. - wyrwała swoją rękę z jego uścisku, rozmasowując bolący nadgarstek. - Nienawidzę cię.. dlaczego nie możesz po prost.. - nie pozwolił jej dokończyć, bo złapał ją za ręce i przyciągnął do siebie mocnym szarpnięciem.
- Przestań zgrywać bohaterkę. Niezależnie od tego co sobie uroiłaś - to nie jest dobry pomysł. - powiedział stanowczo, patrząc jej twardo w oczy. - Jesteś tylko małą, głupiutką Gryfonką. Nie dasz rady w pojedynkę przeciwko Voldemortowi. - wysyczał przez zęby, ale widząc jej wyraz twarzy - puścił ją.
- Nie zbliżaj się do mnie. - powiedziała cicho i odeszła od niego, rozmasowując swoje bolące, czerwone nadgarstki. Usiadła pod drzewem, tak aby ją całkiem zasłaniało przed jego wzrokiem i zacisnęła zęby. Obok niej ułożył się Neamis, kładąc łeb na jej nogach. W ten sposób próbował ją wesprzeć i uspokoić. To jednak nie pomogło i już po chwili po jej policzku spłynęła łza, a potem kolejna..
Okej, zmieniam zdanie. Sev właśnie przebił Harry'ego jeżeli chodzi o poziom idiotyzmu we krwi. ;) I znowu wszystko poszło na Lunę, świetnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawia,
Lisiasta!
Haha, bo on nic nie wie i to jest cudowne :3. Mam nadzieję, że pomimo tego jednak Ci się spodobało, choć troszeczkę
UsuńT O B Y Ł O Ś W I E T N E ! ! ! I nie jest inaczej! Na prawdę genialnie wprowadzasz to wszystko i te takie tam. Na prawdę nie mam pomysłu na dłuższy komentarz. ;)
UsuńCieszę się ogromnie :3. Mam wrażenie, że lecę za szybko, więc teraz zaczęłam dokładniej i wolniej opisywać akcję. Podoba się bardziej taka wersja?
UsuńOby dwie wersje były świetne, ale myślę, że właśnie ta teraz dużo Ci da. :) Na prawdę super się czyta.
UsuńSamoocena niebezpiecznie mi się podwyższa przez Twoje miłe komentarze xD. Ale dziękuję to bardzo pomaga i dzięki temu szybciej mi się pisze rozdziały, bo wiem, że komuś się to podoba :3
UsuńTo teraz Cię skrytykowałam! xD Spokojnie, jest okie.
UsuńOh, nie xD. Czuję się skrytykowana!
UsuńZobacz na wiersz za kilka minut (10 jak nie więcej). Minie. ;D
UsuńCzekam z niecierpliwością!
UsuńJuż jest.
UsuńAch Sevcio taki niedobry :( Ale w sumie co mu się dziwić...
OdpowiedzUsuńRozdział cud, miód i jestem mega ciekawa po co w ogóle to wszystko robi nasza kochana Luna *.*
W końcu się dorwałam ale generalnie to rozpływam się i nie mam siły myśleć xD
Pozdrawiam serdecznie i gorąco żeby było Ci jeszcze cieplej!
Ah, dziękuję! Cieszę się, że Twoje czujne oko stwierdziło, iż Ci się podoba :3
UsuńWszystko w swoim czasie Miona! <3
Jeszcze cieplej? Oh, jaka jesteś wspaniałomyślna, zwłaszcza że się topie na ciape XD