czwartek, 11 sierpnia 2016

Rozdział 23

Ah, nareszcie! Cackałam się z tym rozdziałem jak z jajkiem. Nie uwierzycie ile razy go poprawiałam i za każdym razem coś mi nie pasowało :/. W końcu jednak stwierdziłam, że im bardziej poprawiam tym bardziej jest do dupy, tak więc wybaczcie! Zapraszam i życzę miłego czytania <3

---------------------------------------------------------------------------------------------------------



   Luna od dwóch tygodni przesiadywała w swoim dormitorium. Nie miała pojęcia kto, ale ktoś rozpowiedział po szkole o jej "romansie z nietoperzem". Nie sądziła, że uczniowie... co gorsza nauczyciele będą robili jej przytyki. Właściwie nie sądziła, że kiedykolwiek sie o tym dowiedzą, a tu proszę.. Cała szkoła huczała! Tylko czekali, aż zbliży się do Snape'a zdecydowanie za blisko i tworzyli kolejne plotki. O dziwo nie robili żadnych przytyków do nietoperza. Jego reputacja, szacunek i groza jaką budził pozostały w stanie nienaruszonym.
   Któregoś dnia poszła do dyrektora, a on o dziwo zwolnił ją z zajęć na najbliższy czas, kiedy go o to poprosiła. Kto by pomyślał, że Dumbledore będzie przychylny jeśli chodzi o ich "związek". W końcu z długich rozmyślań wyrwał ją głoś Hermiony.
- Jestem.. - odezwała się, kiedy tylko przeszła przez drzwi. - Padam.. - rzuciła się na łóżko i westchnęła. - Muszę zrobić lekcje.. - mruknęła niechętnie i podniosła się do siadu.
- Jak było? - zwróciła się do niej dość chłodno, choć wcale nie zamierzała.
- Masz na myśli porywające lekcje, tonę pracy domowej czy setki plotek szepczących na każdym kroku z tobą w roli głównej? - przerwała na chwilę. - Co z tobą Luna? Zachowujesz się.. inaczej. - powiedziała, a ona wzruszyła ramionami. - Mam wrażenie, że podczas wakacji wydarzyło się coś złego i przez to tak się zmieniłaś, coś czego nie chcesz mi powiedzieć. - przerwała na chwilę i westchnęła. - Czemu nie przyjechałaś do Nory?
- Nie mogłam. - odparła, po czym wstała.
- Dokąd idziesz? - zapytała, przyglądając się białowłosej.
- Muszę się przewietrzyć. - rzuciła szybko i wyszła z dormitorium, zamykając za sobą drzwi. Zeszła szybkim krokiem po schodach do pokoju wspólnego, wzrokiem napotykając Harry'ego i Ron'a, siedzących na kanapie. Rozmawiali o czymś, śmiejąc się, jednak przestali kiedy ją zauważyli. Podeszła do nich i usiadła w fotelu, po czym spojrzała to na jednego to na drugiego.
- Który z was to rozpowiedział?
- Co? - uśmiechnął się kpiąco Ron. - To że prowadzasz się z nietoperzem?
- To żaden z nas. - odpowiedział Harry.
- Tylko wy o tym wiedzieliście.
- Może zrobił to Snape? Zabawił się i teraz chce cię upokorzyć. - prychnął.
- Harry. - warknęła.
- Co? - podniósł ton.
- To, że coś do mnie czujesz nie znaczy, że możesz na niego najeżdżać. - podniosła ton, wstając.
- Ja nie kazałem ci się z nim pieprzyć! - warknął i też wstał.
- Ej! Co tu się dzieje? - zapytała Hermiona, która pojawiła się praktycznie znikąd. - Harry, Ron! Tak się zachowują przyjaciele? Nie ważne z kim jest to ciągle Luna. Moja.. Nasza przyjaciółka. - spojrzała na nich wściekłym wzrokiem. - A ty powinnaś w końcu nam zaufać i powiedzieć prawdę, co się z tobą dzieje?
- Chciałabym! - warknęła. - Ale nie mogę.
- Dlaczego? Snape ci zabronił? - fuknął Harry.
- Ale ty jesteś głupi Harry. Chcę was tylko chronić. Was wszystkich, do cholery! - krzyknęła i złapała się dłońmi za głowę, chodząc po pokoju, a oni tylko stali i patrzyli na nią w milczeniu. - Cholera. - warknęła ze złości i uderzyła z całej siły pięścią w ścianę, po czym syknęła z bólu. Hermiona od razu do niej podeszła, wyciągając do niej rękę.
- Pokaż.
- Nie.
- To nie była prośba. - chwyciła jej dłoń i obejrzała. - Trzeba zabrać ją do skrzydła szpitalnego. - zwróciła się do Harry'ego. - Ja muszę iść na zajęcia, więc któryś z was musi się tym zająć.
- Nie może iść sama? - odezwał się Ron.
- Nie. W takim stanie zrobi sobie po drodze krzywdę. - rzuciła jej karcące spojrzenie.
- Ja pasuje. - powiedział rudowłosy, po czym zniknął na schodach.
- Harry. - spojrzała na drugiego chłopaka.
- Dobra. - mruknął niezadowolony.
- Świetnie. - powiedziała i wyszła z pokoju wspólnego.
- Chodź. - dotknął jej ramienia, a ona wyrwała się.
- Zostaw mnie. - warknęła. - Sama sobie poradzę.
- Właśnie widzę. Może lepiej pójde po Snape'a? - prychnął, po czym wyszedł za nią na korytarz. Szli dłuższą chwilę w ciszy, aż w końcu odezwał się jako pierwszy. - Co miałaś na myśli mówiąc, że chcesz nas chronić. O co ci chodziło?
- O nic.. zapomnij. - powiedziała cicho, idąc tuż obok niego.
- Nie rozumiesz, że ciągle mi na tobie zależy? - złapał ją mocno za ramię i odwrócił w swoją stronę. - Co zrobiłaś?
- Teraz ci się zebrało? Przez ostatni czas jakoś nie okazujesz mi swojej troski. - spojrzała na niego z wyrzutem.
- Mam dość. - podniósł ręce do góry, po czym odwrócił się do niej plecami i poszedł.
- Harry. - zawołała za nim, jednak nie zatrzymał się. Westchnęła podirytowana i ruszyła do skrzydła szpitalnego w pojedynkę.

   Była tam parę godzin, jednak Pomfrey wykonała dobrą robotę i nie musiała zostawać na obserwacji. W końcu wyszła ze skrzydła, ale nie miała najmniejszego zamiaru wracać do wieży Gryffindoru. Właściwie to rozważała sens swojego istnienia w Hogwarcie. Może przyszedł czas, aby odejść? Zatracić się w swoim planie i wrócić do Malfoy Manor? Chodziła tak po korytarzach rozmyślając nad tym co powinna zrobić i stanęło na tym, że zostaje.
   Od dłuższego czasu stała, opierając się o kamienny parapet i obserwowała okolice Hogwartu z okna. Niebo pociemniało barwiąc się na piękne kolory granatu i czerwieni. Nagle jej spokój przerwał odgłos czyichś kroków. Odwróciła głowę i spostrzegła Lucjusza Malfoy'a. Był widocznie czymś podirytowany i nie chciała być osobą, która tak go zdenerwowała. Na jej nieszczęście jego nastrój był gorszy niż się wydawał.
- Ty! - syknął.
- Coś się stało, Malfoy? - wysiliła się na jak najmilszy ton.
- Tak. Ty się stałaś. - podszedł do niej i złapał ją za ramię, ciągnąc za sobą.
- Czego chcesz? - warknęła, próbując się wyrwać. On natomiast się nie odezwał tylko wepchnął ją do pustej sali od transmutacji. - Puść mnie. - wyrwała się i stanęła naprzeciwko niego, wyciągając różdżkę.
- Jesteś tak irytująca. - skomentował. - Ty. Pojawiasz się nie wiadomo skąd i zgarniasz wszystko to na co ja pracowałem przez kilkanaście lat jako wierny sługa! - podniósł ton, mierząc ją wzrokiem. - Co jest w tobie tak nadzwyczajnego, że Czarny Pan ceni cię ponad nas wszystkich? - zapytał, siląc się na opanowany ton. Lunie coraz bardziej się to nie podobało, więc zaatakowała go. Malfoy spodziewał się tego, aż za dobrze. Jednym szybkim ruchem wytrącił jej różdżkę, która poleciała na drugi koniec sali i podszedł. - To była zła decyzja. - mruknął niskim tonem, aż ją przeszły ciarki. Odsunęła się znacznie, szukając czegoś czym mogłaby się bronić, jednak jedyne na co natrafiła to ściana za plecami. - Nie masz dokąd uciec mała, głupia dziewczyno.
- Nie zbliżaj się do mnie! - krzyknęła, kiedy zrobił kolejny krok w jej stronę.
- Chodzisz po mojej posiadłości, jakby należała do ciebie. Czas, abyś spłaciła swój dług. - przysunął się do niej, łapiąc ją mocno w talii.
- Zabieraj ode mnie swoje łapy. - warknęła, próbując z całej siły go odepchnąć.
- Nie wyrywaj się. Nic ci to nie da. - mruknął przy jej uchu, a ją przeszedł dreszcz. Kopnęła go w nogę, jednak poza skrzywieniem na jego twarzy nic się nie stało. Po krótkiej chwili poczuła na swojej szyi jego usta. Wykrzywiła twarz z niezadowolenia i coraz bardziej się wyrywała.
- Puszczaj! - krzyknęła, jednak on to zignorował. Jego dłoń powędrowała pod jej bluzkę, natomiast druga zjechała niżej. Luna poczuła jak do oczu zbierają jej się łzy, które z trudem przełknęła i zaczęła krzyczeć na całe gardło, mając nadzieję, że ktoś ją usłyszy.
- Zamknij się! - syknął i złapał ją mocno za gardło, po chwili jedną ręką ściągając jej spodenki. Białowłosa z całej siły złapała jego rękę, wbijając w nią paznokcie i na swoje nieszczęście musiała przestać się wyrywać, aby móc zaczerpnąć choć trochę powietrza. - Od razu lepiej. - mruknął, a na jego twarzy pojawił się odrażający uśmiech. Złapał dłonią jakiś kawałek materiału i wepchnął jej w usta, jednocześnie łapiąc mocno jej obydwie ręce. Szybkim ruchem zdjął pasek i zawiązał na jej nadgarstkach, po czym wyjął nóż i rozciął jej bluzkę odrzucając ją za siebie. Luna czuła jak jej całe ciało się trzęsie, na co on znowu się uśmiechnął lustrując ją wzrokiem, jakby podziwiał swoje "dzieło". W końcu jednak odwrócił ją tyłem do siebie i przycisnął do swojego torsu, zatapiając usta w jej szyi. Luna korzystając z tego, że ręce zawiązał jej z przodu wyciągnęła materiał z ust i zaczęła krzyczeć, czym jeszcze bardziej go zdenerwowała.
- Powiedziałem, żebyś się zamknęła. - warknął i przejechał nożem po jej policzku, ponownie wkładając jej materiał do ust. Złapał ją mocno za związane ręce i wsunął dłoń do jej majtek, a kąciki jego ust uniosły się. - Teraz jesteś mniej warta niż mugol. - syknął, a ona pisnęła, kiedy złapał ją za włosy i odchylił jej głowę do tyłu. Czuła jak po policzku spływają jej łzy, ale mimo to próbowała zachować resztkę godności i nie pokazywać mu jak bardzo się boi. Nagle usłyszała głośny trzask. Ktoś wszedł.
- Co tu się...? - McGonagall stanęła osłupiała, po czym wyciągnęła różdżkę i wymierzyła ją w Malfoya. - Lucjuszu?! Natychmiast puść Moore! - powiedziała widocznie wzburzona tym co zobaczyła. Malfoy niechętnie odsunął się od białowłosej i skierował swoją różdżkę w stronę nauczycielki. - Nie waż się. - zagroziła mu, po czym spojrzała na swoją uczennice. - Chodź do mnie. - wyciągnęła dłoń, a Luna zrobiła krok w jej stronę. Na jej nieszczęście Malfoy powstrzymał ją ręką, przytrzymując blisko siebie.
- Ta dziewczyna idzie ze mną. - dodał, a już po krótkiej chwili rozpoczął się między nimi pojedynek. Luna korzystając z nieuwagi Malfoy'a cofnęła się pod samą ścianę i zjechała wzdłuż niej na podłogę. Była przerażona, mimo to wypluła materiał z ust i próbowała uwolnić swoje dłonie z uścisku skórzanego paska.
   Po dłuższej chwili Malfoy zniknął, a McGonagall podeszła szybkim krokiem do Luny.
- Poczekaj, pomogę Ci. - powiedziała i zdjęła pasek z jej obolałych nadgarstków. - Już wszystko dobrze. - zdjęła pelerynę i okryła nią białowłosą.
- Nic nie jest dobrze.. - szepnęła i otarła zaschnięte łzy.
- Chodź. Musimy zgłosić to dyrektorowi. - powiedziała, patrząc na nią współczująco, a ona tylko wstała i ruszyła za nią, wcześniej zabierając swoją różdżkę i wyczarowując sobie ubranie. Droga do gabinetu dyrektora zajęła im kilkanaście minut. W końcu jednak dotarły na miejsce.
- Albusie mamy problem. - odezwała się McGonagall. - Usiądź sobie, Moore. - posłała jej smutny uśmiech, po czym na boku zaczęła rozmawiać o czymś z dyrektorem. Białowłosa zaczęła się irytować. To że Malfoy to dupek i się do niej dobierał nie znaczy, że ona jest głucha albo co gorsza głupia.
- Ja ciągle tu jestem! - powiedziała, wstając i patrząc na nich. Wtedy obraz zaczął jej się rozmazywać i czuła jak jej ciało opada bezwładnie na podłogę z hukiem. Przed oczami pozostała już tylko ciemność...

7 komentarzy:

  1. O nie... O nie nie nie...To nie może się tak skończyć!Dlaczego Luna musi teraz umierać?! Błagam nie rób mi tego, to nie na moje nerwy...Nie mam nic więcej do dodania...
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, spokojnie! Jeszcze nie planuję jej mordować :3

      Usuń
  2. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej. Tutaj Lisiasta, ale po zmianie nicku więc możesz mieć lekkiego mindfcka, ale co tam. :)
    Isness, weź kurde blade w pysk! Ile można przedłużać moment ,,śmierci" Luny? :D Wiem, że jestem teraz okropna, ale mam to w nosie i ciekawa jestem co takiego Sev wymyśli, aby wyratować swoją ukochaną z opresji. ;) Na pewno nie będzie to książę na białym koniu, ale zawsze. ;) Nietoperz z bukietem chwastów też się nada. :D

    Pozdrawiam,
    Szach Mat. (Lisiasta)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha xD. Wcale nie jesteś okropna! Teoretycznie już miałam zacząć ją mordować, ale napisanie "gwałtu" było silniejsze!
      Na pewno spróbuje ją ratować dosłownie jak nietoperz z lochów! Aż się uśmiechnęłam na myśl, że stoi z bukietem chwatów :3. Skutecznie poprawiasz humor

      Usuń